Relacja Katolickiej Agencji Informacyjnej.
Zwiększenie dzietności polskich rodzin, większa aktywność zawodowa na poziomie lokalnym, wreszcie niższe koszty opieki na małymi dziećmi – to tylko niektóre zalety bonu opiekuńczo-wychowawczego. O jego wprowadzenie przez samorządy, przy wsparciu rządu, zaapelował dziś Związek Dużych Rodzin „3+”. Nad takim rozwiązaniem pracują już władze Nysy na Opolszczyźnie, gdzie bon zostanie wprowadzony w styczniu 2016 r.
Związek Dużych Rodzin „3+” od lat prowadzi działania na rzecz skutecznej polityki na rzecz rodzin. Przyczynił się już m.in. do wprowadzenia ulgi podatkowej na dzieci w 2007 r., wprowadzenia w ciągu ostatnich lat kilkuset samorządowych kart dużej rodziny, a w 2014 r. ogólnopolskiej Karty Dużej Rodziny. Z inspiracji ZDR „3+” rząd od stycznia 2015 r. zmienił sposób odliczania ulgi w PIT na dzieci – można ją odpisać od opłaconych do ZUS i NFZ składek, dzięki czemu nie będzie ona dla wielu rodzin iluzoryczna. Podobnie jest z planowanym na styczeń 2016 r. rozszerzeniem prawa do urlopu rodzicielskiego bez względu na status zawodowy rodzica. Projekt odpowiedniej ustawy jest obecnie na etapie konsultacji.
Kolejną propozycją ZDR „3+” jest ogólnopolski bon opiekuńczo-wychowawczy dla najmłodszych dzieci. W ocenie Związku, taki bon powinien być realizowany przez państwo jako część ogólnopolskiej polityki rodzinnej. Rozmawiano dziś o tym w siedzibie sekretariatu Konferencji Episkopatu Polski. Obecnie rodzice mają prawo do rocznego urlopu rodzicielskiego, a od 3. roku życia dziecka – do publicznego przedszkola. Powstaje zatem kwestia finansowania opieki w okresie 2 lat przed osiągnięciem przez dziecko wieku przedszkolnego.
Zdaniem ZDR „3+”, biorąc pod uwagę sytuację finansową budżetu państwa, system opieki nad małym dzieckiem powinien uwzględniać, że: do 1. roku życia dziecko przebywa w domu z rodzicami mającymi prawo do urlopu rodzicielskiego; kolejne 2 lata rodzice dziecka mają prawo do bonu opiekuńczego; po ukończeniu 3 lat dziecko ma z kolei prawo do niedrogiego i elastycznie funkcjonującego przedszkola publicznego.
Jeśli chodzi o pierwszy etap opieki, to obecnie – przypomina ZDR – prawo do rocznego urlopu ograniczone jest do osób opłacających wcześniej do ZUS składkę na ubezpieczenie chorobowe. Prawo do tego świadczenia posiadają pracownicy, samozatrudnieni, czy zleceniobiorcy (o ile opłacą składkę, dla nich jest ona dobrowolna). ZDR „3+” chce, by rozszerzyć to prawo na wszystkich rodziców, bez względu na status zawodowy. Do rozstrzygnięcia pozostaje kwestia kwoty wsparcia, jaką powinni otrzymywać. Nie powinno to być jednak mniej niż 1 tys. zł miesięcznie, by realnie wesprzeć rodzinę.
Zdaniem Związku Dużych Rodzin, środki publiczne powinny wędrować za dzieckiem i nie powinno się dyskryminować rodziców dlatego, że nie są zatrudnieni. Dotyczy to zwłaszcza nieaktywnych zawodowo kobiet, studentek, uczennic oraz kobiet pracujących na nieoskładkowanych umowach cywilno-prawnych. Takie rozwiązanie może także zapobiegać lękowi przed urodzeniem dziecka w tych grupach kobiet. Młoda matka będzie świadoma, że otrzyma taki rodzaj wsparcia, przez co będzie czuć się bezpieczniej.
Premier Ewa Kopacz w exposé zapowiedziała realizację tego postulatu od stycznia 2016 r. Obecnie jest on konsultowany na forum rządu. Projekt przygotowało Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej. – Mamy nadzieję, że w tej poprawiającej się atmosferze wokół debaty na temat polityki rodzinnej, uda się przekonać rząd do tej koncepcji – powiedział dziś red. Bartosz Marczuk z „Rzeczpospolitej”, ekspert Związku Dużych Rodzin.
Zdaniem ZDR, zamiast rozbudowywać system żłobków (zbyt drogie i nieefektywne) lepiej pobudzić powstawanie usług opiekuńczych w małych podmiotach lub pozwolić rodzicom pozostawić dziecko w domu, pod opieką jednego z nich, kogoś bliskiego lub niani. Takie rozwiązanie może być inwestycją zarówno w liczbę dzieci, gdyż likwiduje się obawy przed tym, kto zajmie się dzieckiem po powrocie mamy do pracy,
jak i w jakość ich wychowania, gdyż, zdaniem ZDR, dzieci w domu czują się bezpieczniej, są zdrowsze fizycznie i psychicznie. Byłby to także bardzo wyraźny sygnał od państwa o docenieniu roli rodziców oraz rozwiązanie jak na polskie warunki doniosłe: świadczenie szłoby za dzieckiem, bez względu na sytuację materialną rodziców i dałoby rodzicom prawo wyboru sposobu opieki nad potomstwem.
Bon opiekuńczo-wychowawczy byłby świadczeniem nowego rodzaju, które rodzice wykorzystywaliby w dowolny sposób. Mogliby opłacać za niego opiekunkę, klub malucha, a gdyby pozostali w domu, byłoby to świadczenie przeznaczone dla rodziny. ZDR postuluje, by bon opiewał na kwotę 500 zł miesięcznie, z możliwością modyfikacji do kwoty 600-700 zł dla trzeciego i każdego kolejnego dziecka. Świadczenie byłoby wypłacane bez względu na dochód rodziny, z systemu świadczeń rodzinnych od 13. do 36. miesiąca życia dziecka, czyli przez 24 miesiące.
ZDR wyliczył, że skoro w Polsce rodzi się obecnie ok. 360 tys. dzieci rocznie, a świadczenie z tytułu bonu wyniesie średnio ok. 550 zł miesięcznie, to koszty jego sfinansowania wyniosą maksymalnie ok. 4,7 mld zł rocznie. Wprowadzenie bonu będzie oznaczało jednoczesne ograniczenie środków kierowanych z budżetu państwa na system żłobkowy, co spowoduje, że koszt netto nowego rozwiązania byłby niższy.
Dopóki koncepcja bonu nie zyska akceptacji rządu, samorządy mogą go wprowadzać lokalnie na własną rękę. Jednak zdaniem Związku Dużych Rodzin, bon powinien być wprowadzony centralnie i finansowany z budżetu państwa, przy czym wiadomo, że państwo przerzuca na poziom lokalny wiele rozwiązań w zakresie polityki społecznej, nie zapewniając na nie środków. Samorządy mogłyby jednak wprowadzić go we własnym zakresie, wybierając, kogo chcą wesprzeć w pierwszej kolejności, np. po spełnieniu dodatkowych kryteriów, takich jak: aktywność zawodowa rodziców lub jednego z nich, fakt rozliczania podatków w gminie wypłacającej bon, czy liczba wychowywanych dzieci w rodzinie.
Zdaniem ZDR, najlepszym jest kryterium drugie, zachęcające do migracji na teren takiej gminy i do deklaracji rozliczania się w niej tych, którzy już tam mieszkają, a do tej pory tego nie robili. Bon będzie też „zniechęcał” do emigracji w inne tereny.
Z kolei uzależnienie wypłaty bonu od aktywności zawodowej obojga rodziców może w opinii Związku powodować, że np. rodziny wielodzietne, gdzie często jeden z rodziców rezygnuje z pracy, by zajmować się domem, byłyby z otrzymania świadczenia wyłączone.
Na wprowadzenie bonu jako pierwsza w Polsce zdecydowała się Nysa w województwie opolskim. Władze tego miasta pracują nad tym rozwiązaniem i zapowiadają, że wejdzie ono w życie najpóźniej od stycznia 2016 r.
Wsparcie bonem (500 zł) ma tam dotyczyć rodzin z dziećmi w wieku 1-6 lat. W gminie (liczy 60 tys. mieszkańców) na 1000 osób rodzi się ośmioro dzieci, co daje ich 480 rocznie. Chodzi zatem o ok. 2,5 tys. dzieci z wszystkich roczników objętych wprowadzeniem bonu. Przy budżecie gminnym 152 mln zł wypłata bonów ma wynieść 5-6 mln zł, czyli ok. 3,5-4% dochodów samorządu. – Jest to kwota do udźwignięcia, rozpoczęliśmy konsultacje społeczne z rodzicami, którzy postulują, by w pierwszej kolejności wesprzeć opiekę nad dziećmi w wieku żłobkowym, a dopiero potem przedszkolnym – poinformował Kordian Kolbiarz, burmistrz Nysy.
Nysa zdecydowała się na takie rozwiązanie z powodu pogarszającej się sytuacji ekonomicznej i demograficznej w regionie. Bezrobocie wynosi tam obecnie 18%, firmy poszukują ludzi z fachem w ręku, ale ci wyjechali za pracą na Zachód. W ostatnich 10 latach liczba mieszkańców w przedziale 18-44 lata spadła w województwie opolskim o 35%. W ostatnich 3 latach nastąpił też spadek liczby urodzeń dzieci o ponad 10%.
„Bez inwestycji w ludzi gospodarka takich miast jak Nysa będzie dryfować. Musimy dbać, by było nas coraz więcej, bo praca będzie tam, gdzie będą ludzie” – wyjaśnił burmistrz Nysy.
Wiceprezydent Szczecina Krzysztof Soska zwrócił uwagę na potencjalne problemy, jakie mogą się pojawić przy
wprowadzaniu bonu na poziomie samorządowym. Jego zdaniem, nie można wykluczyć, że świadczenie to zostanie opodatkowane jako dodatkowy przychód gospodarstwa domowego. – Nie bardzo mi się podoba pomysł, by pieniądze samorządu zasilały budżet państwa, które nie chce w tej sprawie ruszyć palcem – stwierdził.
Kluczowe powinno być zatem staranie się o to, by bon opiekuńczo-wychowawczy stał się docelowo projektem rządowym lub przynajmniej samorządowo-rządowym, w przeciwnym razie niewiele samorządów, już i tak dysponujących okrojonymi budżetami, zdecyduje się na wprowadzenie takiego świadczenia.
Dla Szczecina, przy rocznym budżecie miasta ok. 2 mld zł, koszty wdrożenia bonu wyniosłyby 20-25 mln zł rocznie. – Bylibyśmy w stanie to udźwignąć, ale to byłby poważny wydatek – ocenił Krzysztof Soska. Jak zaznaczył, nie bez znaczenia byłby fakt, że wskutek wprowadzenia bonu samorządy zwiększyłyby deficyt budżetowy, co może mieć znaczenie przy ocenie finansowej miasta sporządzanej przez agencje ratingowe. Obniżony rating to z kolei np. wyższe stopy kredytów inwestycyjnych.
Bon to jednak także duże zalety – dodał Soska – przede wszystkim zachęta do osiedlania się w mieście, zwiększania jego dzietności i płacenia tam podatków oraz ożywienia lokalnego rynku pracy.
Dr Stanisław Kluza z SGH, ekspert Związku Dużych Rodzin „3+” przypomniał, że polityka rodzinna jest częścią szerzej pojmowanej polityki demograficznej państwa i wskazał na jej ścisłe relacje m.in. z polityką rynku pracy i emerytalną.
Podkreślił, że Polska ma jeden z najwyższych w Europie współczynników deklarowania przez młodych ludzi chęci założenia rodziny, a przy tym jeden z najniższych współczynników możliwości realizowania tych deklaracji w kraju. Ci młodzi ludzie coraz częściej wyjeżdżają na Zachód i tam zakładają rodziny, gdyż mają tam ku temu lepsze warunki. Ponadto zwiększaniu dzietności w naszym kraju nie sprzyja system emerytalny. Nie docenia w żaden sposób rodziców za wysiłek opiekuńczy i koszty poniesione przez rodziców (przyszłych emerytów) związane z wychowaniem dzieci. Dzietności sprzyja natomiast stabilizacja zawodowa i zarobkowa Polaków, tak w okresie przed pojawieniem się dzieci, jak i w przypadku powrotu na rynek pracy po ich wychowaniu.