W pierwszej sprawie prokuratura uchyla się od ściągania osób gloryfikujących ludobójców z OUN-UPA, a w drugie ściga tego, który – uwaga! – sprzeciwiał się gloryfikacji.
Sprawa nr I.
Sygn. akt PR 1 Ds. 2983.2016, Prokuratura Rejonowa Olsztyn Północ.
W 2016 roku dziennikarz Tomasz Maciejczuk ujawnił w bibliotece Zespołu Szkół z Ukraińskim Językiem Nauczania w Bartoszycach, tj. teoretycznie polskiej placówce, finansowanej za pieniądze Narodu Polskiego, lecz faktycznie będącej szkołą ukraińską – dostępny dla osób postronnych, w tym Tomasza Maciejczuka – ukraiński elementarz pod tytułem „Bandera i Ja”.
Elementarz zawierał jawną symbolikę banderowską (czyli ukraińskiego nazizmu) oraz „przykazania” ukraińskiego szowinisty, które towarzyszyły ukraińskim mordercom w czasie ludobójstwa 200 000 Polaków w Polsce południowowschodniej – m.in. 8. Nienawiścią i bezwzględną walką będziesz przyjmował wroga twojego narodu.
Książka napisana była w tonie pochwalnym wobec ukraińskiego terrorysty i ideologia ukraińskiego nazizmu, jakim był Stepan Bandera.
Jeszcze w tym samym roku, mecenas Jarosław Litwin z Fundacji Ku Korzeniom w Oławie, sporządził obszerne zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez dyrektorkę placówki, Panią Lubomirę Tchórz, polegającym m.in. na
– publicznym propagowaniu totalitarnego ustroju państwa i nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych (art 256 § 1 kk),
– przechowywania i posiadania przedmiotu, zawierającego właśnie taką treść (art. 256 § 2 kk),
Zawiadomienie było zaopatrzone w ekspertyzę wybitnego znawcy problemu odmiany ukraińskiego nazizmu, potocznie zwanego banderyzmem, profesora zwyczajnego na jednej z uczelni – co miało uniemożliwić prokuratorom powoływania „biegłych” będących ukraińskimi neo-banderowcami i szowinistami, co jak to środowisko już pokazało – potrafi czynić.
Adam Jaroczyński sprawę załatwił inaczej. Po prostu zapytał – względnie dokonali tego policjanci – czy Lubomira Tchórz zamierzała propagować totalitarny ustrój państwa? Pani Tchórz rzecz jasna odparła, że takiego zamiaru nie miała. Powiedziała, że książka Bandera i Ja została wydana w serii 5 książek i skoro – będąc razem z bibliotekarzem we Lwowie – kupiła 4, to jakoś tak „przy okazji” kupiła także tą 5. A skoro już ją kupiła, to zabrała do szkoły w Bartoszycach – do biblioteki.
Adam Jarczyński nie był na tyle uprzejmy, aby zapytać się czemu jednak jej nie wyrzuciła do śmietnika, czemu miała ona służyć, po co została przywieziona do Polski.
Pani Tchórz oświadczyła także – i na to należy zwrócić szczególną uwagę – cytat ten znajduje się w postanowieniu o odmowie wszczęcia śledztwa:
„Były to książki z jednej serii, a zakupu dokonali pod kątem dwóch książek z pod poz. 1 i 2. Pozostałe pozycje zostały nabyte przy okazji. Dla dzieci do czytania przeznaczone były tylko książki z poz 1 i 2. Pozostałe miały być dla nauczycieli i zainteresowanych innych osób uprawnionych do korzystania z biblioteki. (…). Rozpytywana stwierdziła iż, dzieci ze szkoły, mają dostęp bezpośredni jedynie do literatury polskojęzycznej…”
I tutaj pojawia się rażąca sprzeczność w zeznaniach Pani Tchórz – skoro wszystkie książki były z jednej serii – czyli po ukraińsku, nabyte we Lwowie, a do czytania przez dzieci była pozycja 1 i 2, to skąd dwa zdania dalej bierze się stwierdzenie, że dzieci nie mają bezpośredniego dostępu do literatury w języku ukraińskim?
Na to pytanie prokurator Adam Jaroczyński odpowiedzieć nie raczył.
Względem drugiego z zarzutów, wydane przez niego postanowienie o odmowie wszczęcia postępowania, zaopatrzone było m.in w takie oto stwierdzenie:
„Jednocześnie już tylko na marginesie należy wskazać, iż niezależnie od wskazanych okoliczności ustawodawca przewidział w dyspozycji normy art. 256§3 kk, iż nie popełnia przestępstwa sprawca czynu zabronionego określonego w § 2, jeżeli dopuścił się tego czynu w ramach działalności artystycznej, edukacyjnej, kolekcjonerskiej lub naukowej.”
Z powyższego wynika więc, że posiadanie przez Lubomirę Tchórz elementarza Bandera i Ja ma walor naukowy i edukacyjny – bowiem znajduje się w bibliotece szkolnej.
Co w sprawie jest zupełnym kuriozum – nie został przesłuchany główny świadek całego zdarzenia, który ujawnił elementarz oraz go wypożyczył – Tomasz Maciejczuk, który mógł mieć najwięcej do powiedzenia w przedmiotowym przypadku – tj. mógł wypowiedzieć się w kwestii faktycznej dostępności elementarza w bibliotece dla osób trzecich, bowiem – jak wskazano – sam go wypożyczył, jako osoba spoza szkoły. Adam Jaroczyński zapewne uznał, że nie należy Tomasza Maciejczuka niepokoić, mimo że w zawiadomieniu były podane jego pełne dane kontaktowe.
Co istotne, ponieważ był to kolejny, po sprawie w tzw. Zespole Szkół z ukraińskim językiem nauczania w Górowie Iławieckim w 2014 r., przypadek propagowania w faktycznie ukraińskiej szkole ideologii banderyzmu. Zawiadamiający zażądał jednoczesnego przeszukania wszystkich ukraińskich szkół w Polsce, celem wykrycia i zabezpieczenia ewentualnych materiałów ów nazizm propagujących. Co oczywiste – ponieważ Adam Jaroczyński uznał, że nie było w sprawie żadnego przestępstwa – kwestii wskazanego wniosku w postanowieniu w ogóle nie poruszył.
Sprawa nr II.
Sygn. akt PR 1 Ds.2574.2016, Prokuratura Rejonowa Olsztyn Północ
W październiku 2016 roku Pan Robert D., mieszkaniec Olsztyna, nakleił na auto pary Ukraińców, którzy pojawili się w mieście, 3 naklejki w dwóch wariantach – pierwszym, z przekreśloną twarzą Stepana Bandery – drugim, z napisem: UPA – ukraińscy mordercy. Został on przyuważony przez tychże Ukraińców oraz wskazany policjantom, którzy go „zatrzymali” oraz zabrali na komendę, gdzie został przeszukany, oraz któremu zatrzymano telefon komórkowy – oddany biegłemu do przejrzenia. Jednocześnie przeszukano Panu Robertowi mieszkanie, gdzie znaleziono – w ocenie prokuratora – dalsze dowody przestępstwa – kilka takich samych naklejek.
Nad ww. czynnościami tym czuwał prokurator Adam Jaroczyński, który odmówił przeszukania ukraińskich szkół w Polsce.
Pan Robert D., w otoczeniu policjantów wożony był wieczorem na „oględziny” słupów od znaków drogowych – znajdujących się w okolicy jego miejsca zamieszkania, gdzie przylepione były takie same naklejki. Policjanci przykładali do nich linijki i robili zdjęcia.
Na nic nie zdały się wyjaśnienia Pana Roberta, że jego rodzina była mordowana przez Ukraińców w ramach przeprowadzonego przez nich ludobójstwa w Polsce południowowschodniej, że naklejki mają za zadanie potępiać ideologię i morderców, uświadamiać historycznie, a nie kogokolwiek znieważać, czy „nawoływać do nienawiści”.
Ostatecznie Pan Robert – za przylepienie paru naklejek oraz – osobno – za posiadanie ich 4 sztuk w domu „celem rozpowszechniania” – został oskarżony z art. 256 § 1 § 2 kk – nawoływania do nienawiści. W akcie oskarżenia zarzucono mu:
W okresie od dnia 17 października 2016 roku do dnia 26 października 2016 roku w Olsztynie, działając w krótkich odstępach czasu w wykonaniu z góry powziętego zamiaru, publicznie nawoływał do nienawiści wobec osób pochodzenia ukraińskiego oraz dokonał znieważenia Serhii i Julii małżonkow H., obywateli Ukrainy z powodu ich przynależności narodowej poprzez przyklejanie na ich samochodzie 3 naklejek samoprzylepnych, jedna z wizerunkiem płonących zabudowań i napisem „UPA UKRAIŃSCY MORDERCY” i drugiej z przekreślonym wizerunkiem Stepana Bandery oraz w tym samym okresie dokonując ich przyklejenia w okolicy miejsca zamieszkania pokrzywdzonych nad Jeziorem Długim, ponadto w dniu 26 października 2016 roku posiadał w celu rozpowszechniania w miejscu zamieszkania przy ul. Aleja Przyjacioł (…) uprzednio nabyte w sieci Internet, 4 naklejki samoprzylepne z przekreślonym wizerunkiem Stepana Bandery zawierające treści służące do nawoływania do nienawiści na tle narodowościowym.
Tj. o czyn z art. 256§1 k.k. w zb. z art. 257§1 k.k. w zb. z art. 256§2 k.k. w zw. z art. 11§2
k.k. w zw. z art. 12 k.k.
Sprawa Pana Roberta aktualnie się toczy przed sądem.
Panu Robertowi pomaga i sprawę bezpłatnie prowadzi Pani Mecenas Monika Brzozowska-Pasieka z ramienia Reduty Dobrego Imienia
Czytaj więcej i zobacz zdjęcia