Wracając z trzech „Opłatków” z osobami niepełnosprawnymi i pracownikami Fundacja im. Brata Alberta Warsztat Terapii Zajęciowej w Chełmku i Oświęcimiu, jechałem ok. g. 16.30 drogą Oświęcim-Kraków. Na wysokości skrzyżowania do kościoła Parafia pw. Św. Stanisława BM w Żarkach dwa samochody, jadące przede mną w kierunku Krakowa, zatrzymały się światłach awaryjnych. Zatrzymałem się też i ja. Przed nami w poprzek jezdni leżał jak kłoda mężczyzna i jego wywrócony rower. Leżał bezruchu twarzą do ziemi, z rozbitej głowy lała się obficie krew. Obok rozsypane były torebki z zakupami.
Młody mężczyzna, kierowca z samochodu przede mną, zaczął dzwonić na telefony alarmowe. Przez dłuższy czas dyskutował z operatorem któregoś z tych numerów, tłumacząc, żeby pogotowie przyjechało jak najprędzej, bo może mężczyzna jeszcze żyje. Pomagała mu kobieta z drugiego samochodu. W tym samym czasie inne samochody omijały nas, jadąc dalej. Niektóre TIR-y karkołomnie omijały skrzyżowanie, jadąc tuż obok rowerzysty. Stanąłem więc przy nim, aby któryś TIR nie zahaczy o niego. Dobrze, że inny z kierowców zaczął kierować ruchem, bo niechybnie doszłoby do kolizji.
Po chwili zatrzymała się też druga kobieta, która powiedziała, że jest pielęgniarką. Przy pomocy innych kierowców i policjantów, którzy nadjechali, obróciła rowerzystę i zaczęła reanimację. Trwało to bardzo długo, ale pogotowie wciąż nie nadjeżdżało. Przyjechała natomiast straż pożarna.
Nie muszę dodawać, że jako ksiądz udzieliłem ofierze wypadku rozgrzeszenia. Niestety mężczyzna zmarł. Wieczne odpoczynek racz mu dać, Panie …
PS. Z układu ciała i roweru widać było, że mężczyzna jechał po chodniku w przeciwną stronę niż samochody. Poleciał do tyłu, upadając na jezdnię. Czy został potrąconym, czy też upadł w wyniku nieszczęśliwego wypadku? Ustali to prokuratura.