Od dwóch lat rodzice dzieci z niepełnosprawnościami walczą o nową szkołę na Ursynowie, wielkiej warszawskiej dzielnicy. Niestety samorząd Miasto Stołeczne Warszawa jest na to głuchy. A teraz na dodatek doszło to usunięcie z „Lata w mieście” Piotra, 17-letniego chłopca. Wstyd i żenada!
Piszą o tym Chcemy całego życia oraz matka Piotra, dr hab. Katarzyna Roszewska, profesor Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego i wiceprzewodnicząca Polskie Forum Osób z Niepełnosprawnościami.
Przeczytaj także https://www.haloursynow.pl/…/niepelnosprawny-wyrzucony-z-la…
Bardzo krótkie Lato w Mieście
Piotr, niemówiący siedemnastolatek z autyzmem, niepełnosprawnością w stopniu znacznym i tzw. zachowaniami trudnymi został zakwalifikowany na akcję „Lato w Mieście” w Warszawie. Jego ferie trwały jednak wyjątkowo krótko. Po niespełna godzinie kazano rodzicom odebrać syna, bo szkoła integracyjna im. Matki Teresy z Kalkuty na Ursynowie „nie będzie mogła do końca turnusu zapewnić mu właściwej opieki”.
Pani Katarzyna zastała Piotra stojącego samego pod drzwiami. Dwie nauczycielki stały kilka metrów dalej. Nikt jej nie wylegitymował, gdy chwyciła syna za rękę. Nikt za nimi nie wyszedł, nikt o nic nie pytał.
Mama Piotra wraz z grupą społeczniczek od lat zabiega o skoordynowanie z wyprzedzeniem opieki nad dziećmi i młodzieżą, które wymagają szczególnego wsparcia, nie są stanie funkcjonować bez drugiej osoby, a jednocześnie wykazują tzw. trudne zachowania. Tej koordynacji zabrakło. Szkoła zaproponowała rodzicom zwrot pieniędzy, a po nagłośnieniu sprawy Biuro Edukacji dzielnicy Ursynów zaproponowało, że „zorganizuje jakąś osobę”. Pani Katarzyna zastanawia się, czy także tym dzieciom, których rodzice nie mają siły walczyć o ich prawa.
W poprzednich latach mama-społeczniczka telefonowała do Biura Edukacji, które niezmiennie odpowiadało, że nie ma wpływu na to, jaka kadra zrekrutuje się na „Lato w Mieście”. Pani Katarzyna zawsze stara się dowiedzieć, choćby pocztą pantoflową, czy, kiedy i w której szkole znajdą się odpowiedni specjaliści. Tym razem nie udało jej się uzyskać takich informacji. Zanosząc zgłoszenie do szkoły uczuliła osoby z sekretariatu, że składa podanie o przyjęcie ucznia z autyzmem z prośbą o zwrócenie na to uwagi przy zatrudnianiu kadry. Na wszelki wypadek dzwoniła jeszcze do szkoły rano w dniu rozpoczęcia turnusu, ale nikt nie odebrał telefonu. Rodzice zaprowadzili syna na zajęcia, a po około godzinie Piotr był już z powrotem w domu.
Mama Piotra ma świadomość, że brakuje specjalistycznej kadry, ale na poziomie dzielnicy można przecież rekrutację wcześniej zaplanować. Tymczasem rodzice zapisują dzieci „w ciemno” do placówki, która akurat w danym terminie pełni dyżur, a ta jest często nieprzygotowana na dzieci ze specjalnymi potrzebami. W teorii ma być zatrudniana odpowiednia dla zgłoszonych dzieci kadra. O ile nie ma problemu, gdy trzeba podjąć decyzję, czy potrzebnych jest więcej nauczycieli do klas 1-3 lub dla starszej młodzieży, o tyle w przypadku uczniów z niepełnosprawnościami i z autyzmem ten mechanizm nie działa.
Pani Katarzyna nie ma wątpliwości: problem jest systemowy. Najbardziej boli ją wieczne upraszanie się, upominanie, awanturowanie i ekshibicjonizm, który muszą uprawiać rodzice, gdy chcą opisać problemy, z jakimi się borykają. To upokarzające, ale nie ma innego wyjścia. Jej syn sam nie upomni się o swoje prawa.