Sunia nad Horyniem na Wołyniu
Sunia była biedną kolonią, w której jedynie kilku gospodarzom nie brakowało jedzenia na „przednówku”. Leżące tuż obok Parośla „2” zw. Mała, Perespa i Terebunia stanowiły jakby jedną wieś. Zmarły nocą z 30 na 31 lipca 1943. Banderowcy i „czerń”, z sąsiednich ukraińskich wsi, Netreby, Cepcewicz Wielkich i Małych, Tutowicz, Teklówki i Tryskiń, dokonali unicestwienia kolonii i wielu mieszkańców.
Do kilku bogatszych gospodarzy zaliczał się Michał Gradowicz, otrzymujący emeryturę legionową. Mieszkał na zakolu Horynia, był też nadzorcą rewiru łowieckiego nad Horyniem, od mostu kolejowego do Tutowicz. Przed wkraczającymi Sowietami uciekł do rodziny w Kozienicach. W lutową mroźną noc 1940 r. przyjechali niespodziewanie, zabrali żonę i obecne w domu dzieci, kilkoro z nich nie było. Dziadek Rafał Gradowicz zw. Praśka, nie chciał wysyłać córki z dziećmi na samotną poniewierkę. Poprosił Sowieta, a ten się zgodził i Praśka pojechał dobrowolnie na Sybir. Zmarł tam, ale pomógł przetrwać najbliższym.
Po Sowietach przyszli Niemcy. Michał Gradowicz wrócił do pustego domu, nie uszło to uwadze Ukraińców z Netreby i szybko został zadenuncjowany. Niemcy osadzili go we więzieniu w Równym, pracując przy wykopach zdołał uciec i wrócił na nogach do domu. Ponad rok ukrywał się będąc ciągle zagrożony. W kolonii obawiano się rodziny Borowieckich, Polaków z Perespy. Tak za Polski, jak i za Sowietów byli gorącymi zwolennikami komunistów, a za Niemców donosicielami. Jeden z synów Borowieckiego doniósł na Stanisława Oczeretkę s. Hipolita że dokonał nielegalnego uboju krowy. Szucmani aresztowali Stanisława i trzymali w areszcie na posterunku, który mieścił się w Nowej szkole w Antonówce. Był tam potwornie bity, przyznawał się do wszystkiego, o co był niewinnie oskarżany. Wreszcie ojcu udało się go wykupić za złote rublówki.
Historia nabiera rozpędu, wokół działy się rzeczy straszne. W lutową noc 1943 r. kolumna obładowanych przeróżnym dobytkiem sań, przejeżdża leśną drogą pomiędzy Perespą, a Cerkwiszczem. Sanie kierowały się na Netrebę i Cepcewicze Wielkie. Zaciekawieni obserwatorzy śledzili z ukrycia, kto i gdzie jedzie, jeszcze takiego czegoś nie widzieli. Rano rozeszła się wiadomość o potwornym mordzie w Parośli „1” zw. Duża. Nieszczęście dotyka rodzinę Woźniaków, sąsiadów z Perespy, Jan i Mirosław przywożą ciało porąbanej toporem siostry Stanisławy, zamordowana była w zaawansowanej ciąży. Trumnę z jej zwłokami oglądają wszyscy mieszkańcy budzi to wielką trwogę. Nie ma żadnej wątpliwości, kto był sprawcą mordu, Ukraińcy z Perespy i Cepcewicz Wielkich, z dnia na dzień przestają jeździć do Antonówki przez Sunię. Męża Stanisławy, Marcela Jankiewicz z Majdanu za kilka miesięcy zabiją Niemcy, złapią go w pociągu z bronią, którą kupił w Sarnach dla samoobrony.
Zagrożenie stawało się coraz większe, ratunku nie można było oczekiwać. Edward Oczeretko s. Jana, aby się bronić, wyruszył do Sarn w poszukiwaniu broni. Udało mu się ją nabyć, w zamian za żywność od Niemców. Idąc z powrotem wstąpił do siostry Antoniny, która była za Adamem Janickim z Folwarku, posiedział chwilę i poszedł. Był mówiony z Ukraińcem, który miał go przeprawić łódką na drugi brzeg. W drodze do domu został złapany i zabity. Zabójcą był Wasyl Katruk z Netreby. Ciało jego zaczepione było w Horyniu o konary kilka dni, widzieli je za Netrebą Ukraińcy. Razem z nim zabili Polaka NN ze Stachówki.
Podobny los początkiem kwietnia, miał spotkać Antoniego i Stanisława(1924) Oczeretków s. Hipolita. Stanisław pracował w masarni Paliczki w Sarnach i wracał do domu. Obaj przepłynęli promem ze strony Tutowicz do Netreby, tam ich schwytali i zaprowadzili do „komendanta”. Ten prowadził przesłuchanie, drwił z zatrzymanych. Delikatnie się wypytywał skąd idą, kim są, nie robili im nawet rewizji. Zakończył rozmowę słowami „no to się przejdziemy”. Wyruszyli w kierunku dołów gdzie zakopywano padłe zwierzęta. Obaj wiedzieli, po co ich tam prowadzą, drętwieli ze strachu, a radość biegnących wyrostków utwierdzała w przekonaniu. Na drodze zabójców staną jednak dzielny Ukrainiec Nikifor Żuczenia, który widząc, co się dzieje, wyprosił ich z rąk niedoszłych morderców. Miał za to od nich wielkie kłopoty. Antoniego zabili banderowcy 4 września w walce z UPA pod Moczulanką, Stanisław dożył sędziwego wieku.
Po upadku Huty Stepańskiej przybyło w okolice Suni dużo uciekinierów. Najpierw u Merglera w Terebuni, a potem w Parośli Małej tuż przy Suni zatrzymał się Por. Władysław Kochański tworząc z Hucian i okolicznych ochotników, pierwszy na Wołyniu zbrojny oddział AK, który przeszedł cały szlak bojowy 27 WD AK. Ludność nie miała złudzeń, to był koniec polskich kolonii nad Horyniem. Gospodarze spakowali dobytek i przenieśli się do Antonówki, w kolonii pozostali nieliczni. Wielu młodych wyrusza 27 lipca z Kochańskim pod Starą Hutę, stacjonując pod Folwarkiem widzieli łunę palonych kolonii.
We wielkim, bo liczącym około 600 partyzantów oddziale Kochańskiego, niektórzy partyzanci znad Horyńskich kolonii są zaufanymi dowódcy. A on przeciwstawia ich marginalizowanej grupie Hucian, którzy nie widząc sensu przebywania na Zasłuczu, chcą przejść do Przebraża. Tworzy się tzw. „grupa Kopijów” kuzynów z Zaułka, najwaleczniejszych obrońców Huty Stepańskiej. Oni chcą legalnie opuścić oddział, argumentując, że tam są ich rodziny i tam będą walczyć. Kochański poleca ich skrytobójcze zamordowanie. Wysyła Zygmunta, Stefana i Franciszka w trzech różnych patrolach zwiadowczych w teren. Tam dokonują na nich egzekucji, jednak Zygmuntowi udaje się uciec i wraca do Bazy nie rozumiejąc, że to komendant każe ich zabić. Znany partyzant z Suni, dobił wtedy Zygmunta, wyrzuty sumienia targały go do końca życia. Władysław Kochański ps. Bomba w oczach Hucian okrył się hańbą i tak został zapamiętany.
Rozmawiając z siedmioma naocznymi świadkami z Suni, Perespy i Terebunii, wszyscy zgodnie podkreślali wielką nienawiść, jaką Ukraińcy z Netreby i Cepcewicz Wielkich, mieli do Polaków. Zupełnymi innymi ludźmi byli przyjaźni Ukraińcy z Czakwy.
W 2018 starałem się w sielradzie w Cepcewiczach Wielkich o zgodę na postawienie krzyża w Suni, na miejscu starego przedwojennego. Przeczuwając, że nie wyrażą zgody zdecydowałem o postawieniu go tak jak stawia się inne krzyże. Z potrzeby serca bez żadnych zezwoleń, tam gdzie chcą go ludzie. Krzyż został postawiony 17 lipca 2018 i poświęcony przez świaszczennika, za kilka tygodni go wycięli i zabrali do Cepcewicz. Dwukrotnie listownie zwracałem się do sielgołowy o naprawienie szkody, na listy nie otrzymałem odpowiedzi. Ich serca są zatwardziałe, a korzenie mają banderowskie, nieczułe na potrzebę wspomnienia polskich ofiar.
Gdyby dęby wiekowe z Suni umiały mówić opowiedziałyby straszne historie, nie mówią, więc jeszcze stoją.
Tekst i foto – Janusz Horoszkiewicz, potomek Wołyniaków z Huty Stepańskiej i Kustosz Pamięci Narodowej