Oglądając dwukrotnie film „Kler” miałem od początku wrażenie, że scenariusz pisał ktoś kto zna Kościół katolicki nie z autopsji, ale jedynie z podglądania przez dziurkę od klucza lub z lektury „Gazety Wyborczej” Michnika i opracowań sponsorowanych przez Sorosa. Informacja podana przez TV Republika tylko to potwierdza.
Dodam, że elementów profanujących wartości katolickie jest w filmie więcej niż tylko parodia Ostatniej Wieczerzy. Dotyczy to takich sakramentów jak spowiedź święta czy namaszczenie chorych, których księża udzielają albo po pijaku, albo „na odwal się”. Zwieńczeniem tego jest scena finałowa, gdy główny bohater, grany przez Arkadiusza Jakubika, oblewa głowę i sutannę benzyną z plastikowanej butelki, a następnie podpala się w czasie poświęcenia sanktuarium przez arcybiskupa Mordowicza, granego przez Janusza Gajosa. Dzieje się to na tle zgromadzonego episkopatu (liczni statyści poprzebierani w ornaty i biskupie infuły) i księży koncelebrujących w białych albach. Co więcej, zgromadzeni ludzie nie ratują desperata, ale szybko się ustawiają, tworząc wokół niego znak Opatrzności Bożej, z płonącym Jakubiakiem pośrodku jako okiem.
Ciekawe, jak przereagowaliby Żydzi i ambasada Izraela, gdyby w ten sposób przedstawiono Gwiazdę Dawida? A jak zareagowaliby muzułmanie na profanację ich symboli?
Podtrzymuję więc stwierdzenie, że, choć cenię Wojciecha Smarzowskiego za podjęcie bardzo trudnego i ważnego tematu pedofilii i jej ukrywania, to jednak temat ten spalił. I to w pełnym tego słowa znaczeniu.
PS. Wojciech Smarzowski za bardzo dobry i uczciwy film „Wołyń” nie dostał ze względów ideologicznych „Złotych Lwów” na Festiwalu Polskich Film Fabularnych w Gdyni. Jednak teraz z tych samych względów obsypie go deszcz nagród za kiepski i propagandowy „Kler”. W tych środowiskach liczy się bowiem „poprawność polityczna”, a nie wartości artystyczne.