Po moim felietonie na portalu Onet, w którym opisałem Petro Poroszenkę, paradującego po Westerplatte z czerwono-czarną rozetą w klapie marynarki, niektórzy usprawiedliwiali ukraińskiego prezydenta, twierdząc, że barwy tej rozety są przypadkowe i że są one związane nie z UPA, ale z – uwaga! – makami w Flandrii i znaczkiem kombatantów z Anglii i Kanady. Chciałoby się zawołać: gdzie Krym, gdzie Rzym!
Wątpliwości, co do symboliki szybko rozwiał sam Poroszenko, bo wczoraj w parlamencie w Kijowie nie tylko wychwalał zbrodniarzy z UPA, ale i zrobił sobie z nimi zdjęcie. Oczywiście tak on, jak i i jego wszyscy kompanii mieli przypięte owe czerwono-czarne rozety.
Zobacz także