Felieton Jerzego Bukowskiego.
Bardzo śmieszą mnie sążniste analizy powodów imponującego zwycięstwa wyborczego Prawa i Sprawiedliwości oraz dotkliwej porażki Platformy Obywatelskiej. Przywoływane są różne przyczyny natury politycznej oraz personalnej, omawiane subtelne różnice w obietnicach składanych przez obie partie, rozważane elementy ich programów (zwłaszcza gospodarczych), dyskutowany wpływ telewizyjnych debat liderów na rezultat głosowania 25 października.
Dla mnie prawda jest zaś banalnie prosta: Polacy mieli już serdecznie dość nieudolnych rządów ludzi traktujących własną ojczyznę jako „ten kraj”, lekceważących rzeczową (a nawet życzliwą) krytykę swoich poczynań, nieustannie straszących objęciem władzy przez okropne ugrupowanie pod przywództwem nieobliczalnego, zapiekłego w nienawiści człowieka.
I tak jak dwa razy zagłosowali poprzednio na PO, obawiając się PiS, tak tym razem uznali, że po pierwsze „nie taki diabeł straszny, jak go malują”, a po drugie liczba afer sprokurowanych przez rządzącą od 8 lat partię przekroczyła granice społecznej wytrzymałości.
Platforma Obywatelska doprowadziła samą siebie do takiej ruiny, że przegrałaby tegoroczne wybory z każdym poważnym przeciwnikiem. A że w tej roli znalazło się Prawo i Sprawiedliwość, to właśnie ono wykonało zasłużony wyrok na niej w imieniu wielkiej rzeszy rodaków, budząc zarazem ich uzasadnione oczekiwania na radykalną zmianę stylu rządzenia oraz na realizację ambitnych zapowiedzi z okresu kampanii wyborczej, w tym zastąpienia „tego kraju” Polską.
Jerzy Bukowski