Aleksander Szycht napisał kolejną polemikę z Jerzym Targalskim, który dawniej był członkiem komunistycznej PZPR , a dziś jest publicystą „Gazety Polskiej”. Nawiasem mówiąc, to nie jedyny były komunista, która funkcjonuje w tym środowisku.
Tekst ten publikuję za portalem Kresy24 nie dlatego, że dotyczy on mojej skromnej osoby, ale dlatego, że bardzo dobrze ukazuje metody jakimi posługuje się to środowisko. A metody te są rodem z „Trybuny Ludu”. Przez przypadek? Moim zdaniem nie.
Rosyjski dywersant w sutannie grasuje pod Krakowem
Znany szyfrant i kryptolog Jerzy Targalski zdemaskował sowieckiego szpiega w sutannie. Mógłbym prowadzić narrację w ironicznym stylu, tak jak zrobił to ostatnio wspomniany redaktor, wobec ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Wyrzucał mu niewłaściwą postawę, względem tego co się dzieje na Ukrainie. Tyle, że nie chcę by osobę Targalskiego w tym samym stylu wyszydzać, ponieważ w gruncie rzeczy to co napisał nie jest śmieszne.
Jerzego Targalskiego szanuję, lecz trudno mi nadal zachowywać milczenie, gdy po raz kolejny krytykuje osobę – również godną szacunku w środowisku kresowym. Jestem także przeciwny wszczynaniu starcia bliskich sobie środowisk, jednak wobec tego co wyszło spod jego ręki trudno przejść obojętnie. Dodaje bowiem do wypowiedzi księdza – więcej, niż duchowny faktycznie mówi lub pisze. To w pewnym stopniu cecha takich tekstów, ale bez przesady.
Zaczynam się zastanawiać czy wobec braku „haka” na duchownego potrzebny jest on tak desperacko, że nie jeden raz na Niezależnej przypisuje się mu słowa, czy poglądy z którymi nie ma nic wspólnego. Taka metoda mogłaby się kojarzyć z PRLowskim dziennikarstwem, niż z jakąkolwiek rzetelnością. Ksiądz Tadeusz według Jerzego Targalskiego odkrył wrogów Polski: Są nimi oczywiście Stany Zjednoczone, Izrael i straszni banderowcy.
Ksiądz Tadeusz z pewnością nie określił Stanów Zjednoczonych oraz Izraela jako wrogów. Krytykować mógł co najwyżej uległość polskiej polityki, która nie kończy się zresztą na tych dwóch krajach. W nieco bardziej nieparlamentarny sposób uczynił to w geście szczerości jeden z polskich ministrów. Nie wiedział bowiem, że jest nagrywany.
Brak uległości nie przekreśla sojuszniczej polityki między krajami, choć uległość jest dla jednego z nich wygodną (Najczęściej silniejszego, choć trzeba wskazać na ponad 20 lat unikalnego na świecie fenomenu polskiej polityki wschodniej). A dla kogóż by nie była? Ci, którzy tego oczekują, nie przeczytają w tym tekście, że z USA to tak jak za PRL’u wasalizm nazwany „sojuszem”. Kontrargument jest jeden i bardzo ciężki.
Moim zdaniem rażąco zauważalna, bardziej niż wobec USA była uległość wobec Niemiec, Rosji, a nawet Ukrainy czy Litwy. Wobec państw ościennych bywa ona po prostu odrobinę bardziej dostrzegalna, a tu niestety pewne sprawy widać jeszcze bardziej jaskrawo.
Jednak z ironicznym sformułowaniem straszni banderowcy Targalski posuwa się tam, gdzie człowiekowi takiemu jak on naprawdę nie wypada. Nie dziwi mnie już dość tani chwyt propagandowy naśmiewania się z tego, że banderowcy nadal istnieją. Skoro istnieje zagrożenie ze strony ducha nieistniejącego już państwa sowieckiego, którego wykonawcą może być Rosja Putina, to tak samo może istnieć zagrożenie neobanderyzmem.
I niestety dowody są na to aż nadto liczne. Uderzające jest jednak zupełnie co innego, że redaktor swoją ironią poddaje w wątpliwość, nie tyle współczesne istnienie ludzi, którzy rozpruwali brzuchy kobietom w ciąży i nabijali noworodki na sztachety, co ich straszność. 135 tysięcy ludzi, którzy zginęli w ten sposób to jest niestety drogi panie redaktorze straszne.
Nie pomogą tu liczby ofiar strasznych (nieistniejących?) sowietów, które są o skalę wyższe, bo ci dysponowali nieporównywalnie większą siłą i kontrolowali większe terytorium. To nie licytacja. Tychże banderowców, ironizuje dalej Jerzy Targalski jak kiedyś stonkę – zrzucą samoloty USA pilotowane przez Mosad.
Plaga stonki była faktem,
natomiast sposób jej dostania się do Polski, to już komiczny propagandowy komunistyczny bełkot. Pan redaktor winien to rozróżniać, a istotne jest to dlatego, że właśnie neobanderowcy istnieją, „rozmnażają się” szybko. Co więcej USA tak jak i Rosja, dla której wbrew pozorom są w pewnym stopniu pożyteczni, naprawdę nie musi już ich zrzucać na spadochronach.
Od kiedy latający w mundurze NKWD Wadim Kolesniczenko jest przyjacielem księdza, jak pisze redaktor, tego nawet najstarsi górale nie wiedzą. Wiadomość ta krąży wśród środowiska Niezależnej, niczym wieść o koniu zakopanym na górce pod głazem, całym ze złota, który kopyta ma „śrebrne”, niczym w Konopielce. Przepraszam za ironię, ale nie odnosi się ona personalnie do redaktora, lecz do sporej części środowiska. Spotykam się z tym nie pierwszy raz.
Dowodów na to nie ma, prócz np. pierdół, takich właśnie, że księdzu podobała się „wystawa Kolesniczenki” w Kijowie, o czym redaktor nie omieszkał oczywiście wspomnieć. Ale werdykt na tej sali już dawno został ustalony. Zapewne podobała mu się wystawa owszem (o ile ją w ogóle widział), i mnie też się podobała, bo pojechała tam z Wrocławia. Stworzona została pod kierunkiem weteranów AK i ekspatriantów z Kresów, którzy to przeżyli.
Wadim Kolesniczenko, o którym niewiele wiedzieli, poza tym, że jest deputowanym partii rządzącej (a tym bardziej, że biegał w mundurze NKWD) poprosił o nią dobrych kilka lat temu. Oni zaś początkowo zaskoczeni, nie odmówili. Ale o tym Jerzy Targalski pewnie nie wie.
Tak jak nie wie, że podczas ekspozycji (gdybym ironizował napisałbym „przyjaciele Targalskiego”) ze środowisk postupowskich wtargnęli krzycząc: „Armia Krajowa – okupanci Ukrainy”. Trzeba się jednak neobanderyzmem na wschodzie ładnych parę lat interesować by o tym, prócz wybiórczych informacji podsuwanych przez to środowisko wiedzieć.
Jeśli jednak część towarzystwa pana redaktora jest na etapie niektórych person z Wyborczej, iż dla walki z putinowską Rosją powinniśmy przeprosić za okupację Ukrainy to pewnie to już nie robi na nim wrażenia. Jednak, czy tak jest nie wiem, nie chcę dopowiadać tu pewnych stwierdzeń tak, jak redaktor dopowiada wobec księdza.
Ciekawe jednak czy miałby coś przeciwko, gdyby osoby sławiące UPA (to nie szkodzi?) chciały teraz do Kijowa sprowadzić wystawę o pomordowanych polskich oficerach w Katyniu, czy śmierci prezydenta w Smoleńsku? Pewnie nie i nie uważam tego za przewinę, to zawsze niesienie informacji społeczeństwu ukraińskiemu.
Jednak, tak w wypadku wystawy o Ludobójstwie Wołyńsko-Małopolskim, jak i katyńskiej czy smoleńskiej, musimy wiedzieć, że z obu stron mogło to być traktowane instrumentalnie. Nie szkodzi. Wystarczy, że będziemy sobie zdawać sobie z tego sprawę.
Redaktor ironizuje, że partie probanderowskie zdobyły 120%, a Prawy Sektor i Swoboda nie przekroczyły progu. Otóż niestety próg przekroczyły inne struktury, które odwołują się do Bandery, jedną z nich stanowi partia Oleha Liaszki. I mało ważne jest, to że to partia populistyczna, niby „ukraińska Samoobrona” i to się może zmienić. Podyskutować można, jak się zmieni.
Poza tym ludzie odwołujący się do UPA, mordującej Polaków są już praktycznie niemal w każdej partii. Jednak i to wyśmiewa autor: Ks. Isakowicz odkrył banderowców we wszystkich pozostałych partiach. Ksiądz nie musi tego odkrywać, czołowi politycy ukraińscy: Poroszenko, Jaceniuk, Kliczko, Timoszenko powiedzieli już ciepłe słowa o tych ludobójcach. Takie są fakty i nie ma ich co osładzać. To właśnie ignorowanie tych faktów i brak nacisku na Ukrainę, by się sama oczyściła z brudów – daje Rosji powody do strzałów propagandowych.
Niejednokrotnie nie muszą nawet się wysilać by kłamać, co potrafią robić równie dobrze. Kto więc lepiej przysłuży się Rosji – ks. Tadeusz, czy ktoś kto zapewni na Ukrainie produkcję amunicji propagandowej dla Rosji? Jerzy Targalski jest ciekawy, że teksty księdza są publikowane przez niemiecki Onet, tak jak ja ciekawy jestem, dlaczego linia Niezależnej oraz Gazety Polskiej z linią Wyborczej w sprawie
Ukrainy są dosyć podobne.
Dziwi, że akurat w wypadku księdza przypomniano sobie o wykupieniu Onetu przez Niemców. Ciekawe czy pamięta się o tym w wypadkach publicystów gazet również przez Niemców wykupionych, które jednakowoż piszą zgodnie z odpowiednią linią.
Nie napisałem, że z linią partii, bo nie mam zamiaru wyciągać Jerzemu Targalskiemu PZPRu, tak jak on wyciągał bez kontekstu zmanipulowaną zresztą sprawę wystawy sprzed kilku lat. Merytorycznie nie ma to nic do Rzeczy. Podejrzewam, że obie sprawy, tak przez przeciwników księdza, jak i redaktora wyciągane są notorycznie.
W niemieckim Onecie, jak pisze redaktor zniknęła rosyjska teza, iż środowiska neobanderowskie są opłacane przez Niemcy, by dokonać rozbioru Polski. Tyle, że teza ta w części swoich wersji, niezależnych od Rosji uwzględniała dolewanie przez Rosję oliwy do ognia środowisk neobanderowskich w podobnym celu. Ale to również zniknęło z tekstu Jerzego Targalskiego, który uwzględnił jedynie teorie, po kastracji przez Rosjan.
Faktem jest, że wywiady państw ościennych już przed wojną OUN wspierały, dla zniszczenia Polski. A jeśli zatem zakładamy, że historia międzywojenna ma swoje analogie, tak jak zagrożenie ze strony rosyjskiej, to dlaczego tylko z jednej strony? O drugiej nie mówimy? Czego to daje świadectwo?
Nie wiem na ile księdza niepokoją dostawy broni dla Ukrainy, ale mnie tak. Obawiam się bowiem kilku rzeczy: iż my Polacy będziemy bezbronni, oddając swoją broń, oczywiście o ile wierzyć zapewnieniom zagrożenie jest realne, a sądzę, że tak.
Boję się, że nie do końca wiadomo, na ile pewni są wobec Polski, ludzie, którzy broń mogą dostać. Na razie nie robiąc nam krzywdy po prostu pokojowo olewają zaproszenie naszego kraju do stołów negocjacyjnych w sprawie swojego kraju. Boję się, że będziemy robić za głupiego frajera, który oddaje broń za darmo, bo nas się trochę postraszyło, a kraje zachodnie od Niemiec po Stany Zjednoczone zrobią interes.
Pożyczkom gigantycznych sum też jestem przeciwny, bo nie wiem czy kiedykolwiek by zwrócili, skoro nie traktują nas poważnie, a nas samych chyba na nie nie stać. Myślę nad innym rozwiązaniem, co do którego prawidłowości się waham.
Bardziej uspokoiło by mnie skrzyżowanie pożyczki bezgotówkowej na konkretną ilość lat ze sprzedażą broni. Ukraińcy nie dostają do reki pieniędzy, ale za tę sumę która jest na papierze kupują od razu polską broń, która nie idzie za darmo i jest inwestycją. My produkujemy, nie tracimy, ani pieniędzy, ani posiadanej broni, lecz inwestujemy, dajemy zarobić polskiej zbrojeniówce.
Ukraińcy mają broń, a my zgodnie z umową dostajemy walutę uwzględniającą realną wartość po kilku latach. Sam nie jestem pewien na ile to dobry pomysł, lecz z pewnością lepszy, niż propozycje, pod którymi w sposób bezpośredni napisane jest: „Doić frajerów”. Jest w każdym razie bliżej rozwiązań państw zachodnich. Nie będę nawet komentował słów, że z radością ksiądz Isakowicz przyjąłby dostawy dla Rosji, bo czasu szkoda.
Tak samo szkoda, że skreśliła je postać formatu Targalskiego. To już jeden z kolejnych moich tekstów, w których bronię ks. Tadeusza, mimo że nasze poglądy nie pokrywają się zawsze w 100%. Dlaczego? Ponieważ od kilku lat medialnie najskuteczniej propaguje prawdę o wyczynach nacjonalistów ukraińskich.
Przez to jest solą w oku ludzi, którzy nienawidzą Polaków, choć tymczasowo się do niektórych z nich się uśmiechają. A uważam, że układanie się z kimkolwiek, kto chciałby zmarginalizować rolę Polski, na rzecz swojego kraju, czy mają być to Rosjanie czy nacjonaliści ukraińscy i inni jest jednakowo szkodliwe. Przemilczanie konkretnych wątków historycznych analogicznie – czy ma znaczenie w którą stronę? Żadnego. Wypada być fair, nie rozdając koncesji: w którą stronę można milczeć i fałszować dzieje, a w którą nie.
Aleksander Szycht