Artykuł Bożeny Ratter
I wojna światowa przyniosła ogromne przemieszczenie ludności polskiej w głąb Rosji. Wycofując się z terytorium Królestwa Polskiego Rosjanie zarządzili masową wywózkę najpierw majątku państwowego….a później ludności cywilnej w ramach akcji „spalonej ziemi”.
Wśród wypędzonych 41% stanowiły dzieci. Zawarty w 1921r. układ repatriacyjny pozwolił na organizację powrotu wypędzonych Polaków. Niestety, z głodu, epidemii i zimna wielu Polaków zmarło, „w tej sytuacji pojawiły się bezdomne polskie sieroty i półsieroty”. Polski Komitet Ratunkowy, którego prezesem była Anna Bielkiewicz, podejmował działania, aby te dzieci sprowadzić do Polski. Udało się zaangażować w akcję repatriacyjną również rząd japoński, pierwsze transporty dzieci syberyjskich trafiły do portu Tsuruga.
„Dnia 06.04.1921r jej Cesarska Mość, Najjaśniejsza Pani Cesarzowa Japońska raczyła zaszczycić swoimi odwiedzinami polskie sieroty i bezdomne dzieci syberyjskie. (Anna Kubajak „Kresy i Sybir-Losy Polskich Dzieci”)
H.Hoover, przyjaciel Ignacego Paderewskiego, urodzonego na Wschodnich Kresach, światowej sławy kompozytora i premiera II RP, został powołany przez amerykańskiego prezydenta Wilsona do organizacji pomocy humanitarnej na terenach Europy Środkowo Wschodniej. W wyniku ekspertyz H.Hoovera dla 750 tys. sierot w Polsce (połowa na Kresach Wschodnich), dla 13 mln ludzi cierpiących głód zaczęły płynąć żywność i inna pomoc z USA do Gdańska.
W latach wielkiej czystki 1934-1938 Polacy stali się w Rosji Sowieckiej grupą narodowościową najbardziej prześladowaną. Nastąpiły masowe wywózki ludności oraz zabieranie rodzicom dzieci. Według opisu naocznego świadka ze wsi Czarny Bór, mężczyźni byli rozstrzeliwani, kobiety z małymi dziećmi wywożono do Kazachstanu a dzieci powyżej 10 lat kierowano do „diet domów w celu wychowania na oddanych władzy radzieckiej patriotów ZSRR”. Hanna Ordonówna w książce „Tułacze dzieci” opisała losy 5-letniej sieroty, która uciekła z dietdomu.
17 września 1939 roku Rosja Sowiecka dokonała napaści zbrojnej na Polskę. W okupowanych przez sowietów szkołach usunięto język polski, usunięto też historię i geografię Polski a wprowadzono nauczanie o ZSRR. W 1941r. dla polskich dzieci organizowano kolonie. Wskutek ataku Niemiec na Rosję 22 czerwca 1941 r. dzieci nie wróciły do domów lecz wywieziono je w głąb Rosji.
Dzieci, ofiary rosyjskiej deportacji ludności polskiej do łagrów, na Syberię i do Azji Środkowej w latach 1940 -1941r. wykorzystywane były jako niewolnicza siła robocza od 14 a często 12 lat . Dzieci powyżej lat 14 mogły być aresztowane a nawet podlegały karze śmierci np. za „niedoniesienie” o przestępstwie najbliższych. A przestępstwa dokonywała matka przenosząca z pola garść zboża dla głodnych dzieci. Oblicza się, że nie mniej niż 30 tys. dzieci polskich były poddane represjom.
Tysiące dzieci, które trafiły w kolejnych wywózkach w ramach sowieckiego planu eksterminacji Polaków, na Sybir i do Kazachstanu i które przeżyły podróż w bydlęcych wagonach, mróz, głód, epidemie, dzięki niezwykłej dyplomacji Generała Andersa wydostały z „nieludzkiej ziemi”.
Rząd nowozelandzki zaprosił 730 dzieci i 100 osób personelu. W Pahiatua zbudowano małą Polskę, dbano o polski język, historię, tradycję i wiarę. Dzięki tym wartościom utworzyła się wspaniała wspólnota najpierw dzieci a potem dorosłych. Dzisiejsi młodzi emigranci w Nowej Zelandii są żywo zainteresowani historią polskich „dzieci”, ich asymilacją i historią pochodzenia. Polskie dzieci trafiły również do Afryki, Kanady, Argentyny itp. Były tam niezwykle życzliwie przyjmowane, w przeciwieństwie do komunistycznej Polski. Dziecko nie mogło przyznać się do tego, iż wróciło z Syberii do PRL, tak jak Stanisław Lem nie mógł się przez 50 lat przyznawać do tego, że urodził się we Lwowie.
Ta komunistyczna niepamięć Rzeczypospolitej widoczna jest do dzisiaj, w 2012 roku Radni Warszawy oddali cześć sowietom wydając decyzję o powrocie pomnika 4-ch śpiących a Prezydent Bronisław Komorowski nie wymienił przy Grobie Nieznanego Żołnierza w Apelu Poległych, obrońców Kresów Wschodnich – również 14 letniego obrońcy Lwowa, którego prochy znajdują się w tym Grobie.
Anna Holchauzer, z mężem, rodzicami, rodzeństwem i dwójką małych dzieci, 3-letnią Janinką i 5-letnim Bolkiem mieszkała w jednym z bogatszych gospodarstw w Sławentynie (powiat podhajecki, województwo tarnopolskie). W domu niczego nie brakowało, mąż Anny był młynarzem. Dzisiaj w Sławentynie nie ma śladu ani świetności wioski ani bytności tam Polaków. We wsi Sławentyn i innych wioskach, nacjonaliści ukraińscy, „zwykli sąsiedzi, znajomi, koleżanki i koledzy z ławy szkolnej, którzy przez wiele lat żyli w zgodzie i przyjaźni z Polakami, wspólnie bawiąc się i pracując”, dokonali pierwszych masowych mordów na polskiej ludności cywilnej w myśl dyrektywy OUN z 1929r.
”A ja tulę moje dzieciątko, córeczkę, na ręku. Mąż mój z Bolkiem uciekł przez okno do takiego mostu okrągławego, cementowanego. Tam do środka włożył Bolka. Rosła tam pokrzywa i Bolek ukrył się w niej. Ukraińcy zobaczyli wyczołgującego się męża, wyciągnęli i zabili. „A Bolek cichuteńko siedział w tych pokrzywach i patrzył…” Tymczasem w domu Ukrainiec wbił widły w plecy Anny, która próbowała pomóc matce. „Nic nie czułam. Jak dachówka zaczęła strzelać, bo się paliła, to ja się przebudziłam. Włosy miałam poszarpane, cała we krwi. Przedtem byłam ubrana a obudziłam się w samej tylko koszuli. I ja próbuję się podnieść, ale nie mogę. Cała we krwi i błocie. I męczę się, ale coś mi mówiło cały czas „wstań, wstań”. To dzieciątko, moja córeczka, wstała, ona już …oczy miała wybite. I w ogóle tak pokaleczone dzieciątko. Ona biedactwo, za te rany się trzymała”. Pani Anna i jej synek Bolek przeżyli ludobójstwo dokonane na ich rodzinie i sąsiadach, „rąbali ich jak kury na klocach”. Przeżyć do czasu wywózki pomógł im 12-letni brat Pani Anny, Bronek, i dobrzy, ukraińscy sąsiedzi.
Po tej straszliwej traumie, sowieci, twórcy inaczej nazywanej zbrodniczej ideologii, wsadzili Panią Annę z Bolkiem do wagonu i wywieźli na daleką Syberię. Mróz w wagonie był taki, że włosy Pani Anny przymarzły do ściany, musiała je wyrywać, nie było noża ani nożyczek. „Boże, co my przeżyliśmy i to dziecko moje. A w tym wagonie takie małe dziecko, Kazio, umierało, 9 miesięcy miało i umarło…Rusek wziął za nogi i w śnieg. Ty wiesz, jaki to był widok…?!Kota by człowiek tak nie rzucił”.
Temat „Polskie Dziecko” jest bogaty, może być inspiracją dla reżyserów, pisarzy, poetów, psychologów, socjologów itp.
Andrzej Bohdanowicz, urodzony na Wileńszczyźnie, w lutym 1940 roku miał niespełna osiem lat, kiedy wywieziono go bez rodziców na Syberię. Po 6 latach wrócił do Polski jako wychowanek Polskiego Sierocińca w Mamlutce. Napisał wiersz, to jego wspomnienie z kołchozu, gdzie głodne dzieci okradały ptasie gniazda.
Trzepot
twarz małego chłopca
jest zwrócona w kierunku dalekiej Polski
w wilgotnych oczach małego chłopca
błyszczy zachodzące słońce
które topi złocistą tarczę w syberyjskim stepie
w wilgotnych oczach małego chłopca
nie widać bajecznych kolorów
którymi utkany jest stepowy dywan
wilgotne oczy małego chłopca
nie widzą koników polnych ani jaszczurek
ani zielonego szczawiu
ani polującego suslika
w wilgotnych oczach małego chłopca
jest osamotnienie i głód
mały chłopiec pochyla się nad gniazdem cętkowanych jaj
nie słyszy rozpaczy ptasiej matki
nie czuje zagrożenia
z głowy małego chłopca cieknie krew
leży skulony i płacze
a nad nim ptasi wrzask i trzepot
kiedy wydorośleje i zamieszka w dużym mieście
tam gdzie zachodzi słońce
ten trzepot będzie pamiętał.