Dziś pamięć o nich ze względu na „poprawność polityczną” jest zapomniana. Niestety także w Kościele.
Markowa, gmina Toustobaby -w nocy z 14 na 15 stycznia 1944 r. upowcy zamordowali ponad 50 Polaków, w tym miejscowego proboszcza, ks. Mikołaja Ferensa
Markowa, gmina Toustobaby – wieś z przewagą ludności ukraińskiej nad polską, licząca ok. 1200 mieszkańców. W nocy z 14 na 15 stycznia 1944 r. upowcy zamordowali ponad 50 Polaków, w tym miejscowego proboszcza, ks. Mikołaja Ferensa. Uczestnicząca w jego pogrzebie Janina Czubak opisała próby ratowana proboszcza. „Jedna kobieta, może była to gospodyni księdza, mówiła do zebranych: »Ksiądz mógł żyć, gdyż ukraiński ksiądz posy- łał trzy razy swojego diaka, prosząc, żeby koniecznie przyszedł do niego, gdyż grozi mu niebezpieczeństwo«. Niestety, prośba ta nie odniosła skutku. Za trzecim razem przekazał przez diaka: »Wieś cała jest otoczona. Proszę ratować swe życie. Przechowam księdza. U mnie będzie bezpieczny«. Ale proboszcz z Markowej odpowiedział: »Nie mogę opuścić moich parafi an. Co ich czeka, to i mnie niech nie ominie«. […] Podziękował ukraińskiemu księdzu za troskę o jego życie”.
Tym księdzem ukraiń- skim był Mychajło Szczurowski. O jego postawie pisze też ks. Antoni Kania z parafii Huta Nowa, który już na początku lutego 1944 r. sporządził listę pomordowanych w Markowej: „Ks. Szczurowski tymczasem znalazł się na miejscu. Procesji jordanowej nie urządzał, a nawet w dzień Jordanu nie odprawiał uroczystej mszy. Odprawił ur[oczystą] mszę za duszę śp. ks. Ferensa, którą zapowiedział na ambonie, a potem za wszystkich pomordowanych i zaprosił rodziny. Ostatniej niedzieli, tj. 30/I zapowiedział, że opuszcza wieś, albowiem: »nie chcę wśród bandytów umierać. Szkoda mojej 30-letniej pracy« – mówił w czasie kazania”. Wśród mieszkańców wsi, którzy posłuchali ostrzeżeń i ocaleli, była Romualda Rafalska. „My z matką od tej pory nie nocowaliśmy już w domu – wspomina. – Ukrywaliśmy się u sąsiadów, często u Ukraińców. […] Pamiętam, pewnego razu w nocy banderowcy szukając Polaków dokonali rewizji w domu i zagrodzie naszego sąsiada Ukraińca Mykiety Semaka. Pytali się, czy u nich nie ma Polaków? Sąsiedzi zaprzeczyli. Mnie ukryła w domu stara Ukrainka, a mamę ukryto w stodole w słomie. Podczas tej rewizji nie znaleziono nas. Sytuacja stawała się bardzo niebezpieczna, dlatego po kilku dniach ukrywania się uciekliśmy do Monasterzysk”.
Źródło: Z. Żyromski, Zagadka tragedii w Markowej, „Na rubieży” 2005, nr 77, s. 26–27 (według relacji Janiny Czubak); Pismo ks. Antoniego Kani, [w:] ks. J. Wołczański, Eksterminacja narodu polskiego…, s. 298; R. Kucy z d. Rafalska, Byłam świadkiem, „Na rubieży” 2004, nr 73, s. 41–42.