Stare porzekadło mówi, że na złodzieju czapka gore. Ale w odniesieniu do antypolskiego szaleństwa panującego na Litwie lepiej pasuje inne, mówiące o tym, że najgłośniej: łapać złodzieja! – woła sam złodziej.
Od dłuższego już czasu, a tak naprawdę od momentu odzyskania przez Litwę niepodległości, antypolska paranoja rozlewa się jak zaraza na życie polityczne Litwy. A co za tym idzie, również na instytucje państwa. Bo w kategorii ostrej i wydaje się, nieuleczalnej choroby, obsesji paranoidalnej, należy traktować ostatni raport litewskich instytucji wywiadowczych poświęcony zagrożeniom dla bezpieczeństwa narodowego. W raporcie jednym tchem wymienia się działania, jak tu piszą, pewnych działaczy polskich na Litwie, które są rzekomo zgodne z imperialną polityką rosyjską. Do ciemnego wora pomówień i insynuacji wrzucono przedstawicielkę Forum Rodziców Szkół Polskich Renatę Cytacką. Stygmatyzowanie i naznaczanie piętnem rzekomej prorosyjskości to specjalność litewskich władz i służb. W ten oto sposób próbują zamknąć usta tym wszystkim, którzy mają odwagę głośno, na wiecach i protestach, upominać się o prawa oświatowe swoich dzieci, o łamane prawa polskiej mniejszości na Litwie. Kneblowanie ust to wypróbowana metoda wszelkiej maści „bezpieki”, która w ten sposób chce zastraszyć polskich działaczy na Litwie. Wątek rosyjski jest tu tylko pretekstem i tłem do działania, do wysuwania oskarżeń, w które jak podejrzewam, nawet sami autorzy raportu nie wierzą.
Antypolskie szaleństwo
Litewskie, antypolskie szaleństwo przybiera na sile i staje się coraz groźniejsze. Napięta sytuacja geopolityczna jest cynicznie wykorzystywana przez litewskie służby i rozsianych po prawie wszystkich partiach nacjonalistycznych polityków do ostatecznego rozwiązania kwestii polskiej na Wileńszczyźnie. Ta antypolska akcja litewskiej bezpieki jest tak prostym ściegiem szyta, że widoczna jest gołym okiem. To dlatego polska dyplomacja musi wykazać się szczególną czujnością, aby nie dać się zwieść i nie dać się złapać w sidła zastawione przez litewskie władze. Bo celem różnych raportów, choćby takich jak ten ostatni, jest przede wszystkim zniechęcenie Polski do obrony swoich Rodaków na Litwie. Przynętą w tych podchodach jest fałszywka w postaci „zatrutego rosyjskiego owocu”. Polska nie może na tak prostacki podstęp litewskich służb dać się nabrać. Polacy na Litwie nie mogą się stać zakładnikiem czy ofiarą międzynarodowej gry, nie mogą też być złożeni na ołtarzu poprawnych relacji z Litwą. Bo na to właśnie liczą zaczadzeni antypolsko politycy.
Złodziej zawsze woła: łapać złodzieja!
Władze litewskie zachowują się jak przysłowiowy złodziej, który woła: łapać złodzieja! Bo to nie Polacy na Litwie łamią prawo międzynarodowe, ale robią to instytucje państwa litewskiego. To Litwa nie przestrzega Traktatu polsko – litewskiego w części dotyczącej polskiej mniejszości w tym kraju. To Litwa narusza Ramową konwencję Rady Europy o ochronie mniejszości narodowych. To przecież na Litwie niszczone jest polskie szkolnictwo, zakazywane jest używanie dwujęzycznych nazw informacyjnych w rejonach, gdzie Polacy stanowią większość. Zabranianie jest pisanie nazwisk w formie oryginalnej, czyli po polsku. Nie zwraca się na Wileńszczyźnie ziemi jej prawowitym właścicielom, czyli Polakom. Wreszcie to na Litwie nakładane są horrendalne kary za używanie języka ojczystego, czyli polskiego. To na Litwie wprowadzono próg wyborczy dla mniejszości narodowych, w zamyśle przeciw Polakom. Nie przedłużono też ustawy o mniejszościach narodowych, co stanowi kuriozum w skali europejskiej. Tak wygląda ponura rzeczywistość wykreowana rzez władze litewskie. A wszystkie te działania łamią podpisane umowy międzynarodowe, które w myśl Konwencji wiedeńskiej o prawie traktatów, powinny być przez Litwę wypełnione w dobrej wierze. A nie są! I przypomnijmy, że problemy te oraz dyskryminacja, której doświadczają Polacy na Litwie, nie rozpoczęły się rok, dwa czy trzy lata temu, gdy Rosja podniosła głowę, lecz 25 lat temu, gdy „bracia” Litwini rozwiązali w akcie „przyjaźni” polskie samorządy. Później było już tylko gorzej. A tym politykom, którzy bezpodstawnie przypinają Cytackiej łatkę prorosyjskości przypomnijmy, że to nie ona, a sama Dalia Grybauskaite, wykładała na sowieckiej partyjnej uczelni, i to w czasie, gdy Litwa odzyskiwała niepodległość. A szef MSZ Linas Linkevicius działał ochoczo w komsomole. Takich przykładów można by mnożyć wiele. A jak to się stało, że samozwańczy „ojciec narodu” Vytautas Landsbergis robił bez problemu karierę naukową w czasach sowieckich? Doprawdy, wielki musiał być z niego opozycjonista, skoro mu na to pozwolono. A zatem, agentów Kremla politycy i służby litewskie powinny poszukać raczej pośród siebie, a nie wśród polskiej mniejszości, która dzielnie walczy o swoje prawa, niezależnie od tego, z której strony wieje wiatr politpoprawności. Służbom i władzom litewskim zalecam więcej pokory w serwowaniu oskarżeń, bo jak to często bywa, to na złodzieju czapka gore.
To nie Cytacka zagraża Litwie, lecz jej władze
Śmiem powiedzieć, że dzisiaj Litwie zagrażają najbardziej jej władze, które od lat tworzą wymyślonego wroga w postaci Polaków, stosują wobec nich metody rodem z państwa totalitarnego, niszcząc polskość na Wileńszczyźnie. Z premedytacją łamią traktaty i konwencje, które podpisały i ratyfikowały. W ten sposób same tworzą sytuację konfliktową, atakując tożsamość Wilniuków. To metody państwa opresyjnego, gdzie w sposób autorytarny, gwałcąc prawo i umowy międzynarodowe, występuje się przeciwko własnym obywatelom tylko dlatego, że mają polskie pochodzenie. To chory i ślepy litewski nacjonalizm, który niebezpiecznie zaczyna przypominać ten z lat 30 – tych XX wieku w Niemczech czy Włoszech, jest prawdziwym zagrożeniem. To nie Cytacka zagraża Litwie, lecz jej władze, które w antypolskim szaleństwie są gotowe podcinać gałąź, na której siedzą. I same wpychają kraj w konflikty etniczne, których bezpośrednią konsekwencją są konflikty z sąsiadami. Zwłaszcza z Polską, która i tak wykazuje wielką cierpliwość wobec nieprzyjaznych aktów władz litewskich, wymierzonych w naszych Rodaków nad Wilią. Polacy na Litwie nie mogą być wieczną ofiarą litewskich kompleksów, fobii i zaściankowych uprzedzeń wobec Polski. Litwa jest państwem członkowskim Unii Europejskiej, a nie republiką bananową, której władze mogą zrobić wszystko ze swoimi obywatelami. Pacta sunt servanda, umów należy dotrzymywać, zwłaszcza tych, które zostały wyznaczone przez europejskie standardy chroniące mniejszości narodowe, językowe i etniczne.
W polityczną przepaść
A jeśli Litwie się to nie podoba i nie zamierza ich przestrzegać, to droga wolna, tyle że jest to droga poza Unię i bez parasola ochronnego Polski. Łamiąc podstawowe prawa człowieka, a do takich należą prawa przysługujące polskiej mniejszości na Litwie, władze litewskie same stawiają swój kraj poza rodziną krajów europejskich, w których jakakolwiek dyskryminacja jest z gruntu rzeczy zakazana. To nie Cytacka i Polacy pchają Litwę w rosyjskie objęcia, lecz jej władze, skłócając kraj wewnętrznie i stosując stalinowskie metody przymusowej asymilacji wobec polskiej mniejszości, których celem jest wyrugowanie polskości z Wileńszczyzny, obecnej tam przecież od 700 lat. Jeśli więc ktoś zagraża Litwie, to przede wszystkim jej nacjonalistyczni politycy, których skrajna antypolskość pcha kraj w polityczną przepaść.
dr Bogusław Rogalski
http://boguslawrogalski.pl/kto-naprawde-zagraza-litwie/