Artykuł pióra Janusza Horoszkiewicza, Kustosza Pamięci Narodowej, opublikowany w „Monitorze Wołyńskim”.
Kiedy na ziemię Ukrainy przybyli rzekami misjonarze, ze zdziwieniem zobaczyli, że stoją na niej już krzyże. Przez tysiąc lat zdobią ją i uświęcają, wpisały się w krajobraz jak rzeki, lasy i ukwiecone łąki. Czy można sobie wyobrazić Ukrainę bez krzyża na polach, przy drogach i w sercach?
Zmieniały się granice, przemijali królowie, carowie, upadały imperia i ustroje, jedynie krzyże stały tam gdzie je wierni postawili. Dbali o nie, odnawiali, upadłe podnosili, a w chwilach grozy stawiali nowe. Broniły tą krwią skąpaną ziemię przed większym złem, wzywały do opamiętania, dawały nadzieję w tragicznych czasach. Niektórzy nie mogli znieść widoku krzyża, woleli omijać go, nie zauważać. Bali się wzroku ukrzyżowanego Chrystusa, On przypominał im o przemijaniu i przywoływał do korzeni, z których wyrośli. Czasem niszczyli krzyże, żeby nie świadczyły przeciwko nim lub ich przodkom za czyny, których się dopuścili. W jakim byli błędzie przekonają się na Sądzie Bożym. Kto podnosi rękę na krzyż, bierze Go na swoje ramiona. Taka jest wiara nasza, taka tradycja i takie od wieków przesłanie. Nieważne, kto krzyż postawił i w jakim celu, do jakiego kościoła lub Patriarchatu należy. Krzyż nawet ten najmniejszy i najbiedniejszy jest własnością Chrystusa, a jego ciężar, wielki.
Na tej ziemi zapomnianej, biednej, umęczonej byli i wspaniali obrońcy krzyża, wielu krzyży.
Kiedy przez Borek k. Huty Stepańskiej w latach 70 – tych, komuniści budowali drogę, celowo, poprowadzili ją prosto na „Polski krzyż”. Robotnicy wykonali polecenie, wykopali krzyż i położyli w zaroślach, tam już miał pozostać. Wtedy światli Ukraińcy z Huty rozumiejąc zamysł udali się do świaszczannika w Werbczu, pytali co robić? Wszystko było pod presją szalejącego ateizmu i zniewolenia, wymagało wielkiej odwagi. Po kilku dniach „ktoś” zakopał krzyż nieco na uboczu. A Świaszczennik w cerkwi wołał „ ręce precz od Polskiego krzyża, bo z cerkwi wyklnę, a jeśli ktoś odważyłby się krzyż ruszyć to niech wie że bierze go na swoje ramiona dla siebie i dla dzieci swoich”. Lata mijały, wysoki kiedyś krzyż powoli gnił i upadał, wtedy zakopywali Go od nowa, coraz głębiej. W 2009 r. postawiliśmy i poświęciliśmy nowy, a stary został zabrany do cerkwi w Butejkach. Tam spalono krzyż jak prawo i święta tradycja chrześcijańska nakazuje.
Obrońcy krzyża dożyli w zdrowiu sędziwych lat, zmarli spokojnie. Miałem to szczęście poznać jednego z Nich zanim zmarł, jak Go określali we wsi „Pierwszy komunista”. Opowiadał mi o dwóch pomocnikach o ironio historii, jeden był melnykowiec , a drugi banderowiec żałujący swoich czynów, polskich sąsiadów i 15 – tu najpiękniejszych lat zmarnowanego życia na Syberii . Pojednani z Bogiem, uratowali swoje dusze – Królestwo Im Niebieskie. Nie zginą jeszcze duch wiary w narodzie Ukrainy.