Po tekście „Krzywda pana Andrzeja” zgłosiło do mnie wiele osób, skrzywdzonych przez ks. Stanisława P., którego chronił biskup diecezji tarnowskiej.
Dziś publikuję świadectwo pani Marii (imię zmienione) w sprawie jej trzech braci oraz trzech innych krewnych i kolegów, dziś dorosłych mężczyzn, którzy byli molestowani przez owego duchownego. Świadectwo to wraz z danymi osobowymi zostało wysłanego do władz kościelnych.
Data: 27 września 2020 r.
Biuro Delegata KEP Ochrony Dzieci i Młodzieży
Jako osoba z rodziny dotkniętej krzywdą ze strony księdza (Stanisława P……..) zwracam się z uprzejmą prośbą o wcielenie w życie wytycznych mających na celu ochronę i bezpieczeństwo dzieci oraz wskazanie mi gdzie mogę skorzystać z pomocy psychologicznej.
W latach 80-tych uczestniczyłam w lekcjach religii prowadzonych przez ks. Stanisława P. Na moje szczęście byłam dziewczyną, bo kto wie, może też trzymałby mnie na kolanach podczas katechezy – jak wybranego kolegę z klasy, ściskał w okolicy krocza, masował i wymierzał klapsy. Któregoś dnia był względem niego bardzo natarczywy – chłopiec mocował się z nim za biurkiem, mówił, żeby go zostawił, bo wszystko powie tacie. „Powiedz, tata wyciągnie pasa i zleje tyłek” – odpowiedział. Kazał nam przepisać notatkę z katechizmu, a tego chłopca wyciągnął z salki katechetycznej. Po niedługim czasie wrócili. Chłopak usiadł na swoje miejsce zapłakany, położył głowę na ławce i zakrył ją rękami. Ksiądz nie ciągnął go już tego dnia za biurko na kolana. Nie rozumiałam co się dzieje, ale czułam że coś niedobrego i sama miałam łzy w oczach bo wyczuwałam, że chłopcu dzieje się krzywda.
Nie przypuszczałam wtedy, że tak samo traktował moich braci podczas religii.
Mama miała do Stanisława p. wielkie zaufanie, nic nie podejrzewała. Zawsze był dobrze widziany w domu. Do tego stopnia czuł się swobodnie, że wchodził bez pukania, zaglądał do wszystkich pomieszczeń. Wpadał np. po mszy porannej, wchodził do pokoi i robił braciom pobudkę – ściągał z nich kołdry. Podczas tych odwiedzin sadzał sobie któregoś z młodszych na kolana. Często odwiedzał naszą rodzinę będąc już na innych parafiach. Odwiedzał też inne domy, bo był „przyjacielem rodzin”. Wesoły, lubił żartować.
Byliśmy taką rodziną, jaką pedofile lubią najbardziej: brak ojca w domu, rodzina po przejściach. Chłopaki wyrażali się o nim, że to „pedzio”, ale nikt nie brał tego na poważnie; byli za to karceni. Zaczęli mówić otwarcie o swojej krzywdzie jako mężczyźni po 30 – tym roku życia. Mieli pretensje do mamy, że ich nie uchroniła.
Gdy wyszły na jaw różne sytuacje – także z udziałem innych chłopców z rodziny – kuzynka poszła porozmawiać o tym z proboszczem. Proboszcz powiedział, że wystara się w Tarnowie, aby ks. Stanisław P. się nigdy w naszej parafii już nie pojawił. Odradzał nam zgłaszanie sprawy do Kurii. Mimo to wykonałam telefon do Tarnowa i przekazałam, że mimo że nie jestem osobą bezpośrednio pokrzywdzoną, chcę zgłosić sytuacje o których wiem. Napisałam list i wysłałam. Tyle mogłam zrobić dla swoich braci i dla potencjalnych ofiar, które mógł jeszcze skrzywdzić ten ksiądz. Tyle mogłam zrobić może i w obronie swoich dzieci.
Odkąd się dowiedziałam co doświadczyli moi bracia, wszędzie widzę zagrożenie. Nie ufam samotnym mężczyznom. Nie mam 100 – procentowej pewności, czy moje dzieci nie zostały również wykorzystane przez ks. P.? Pracuję zawodowo. Gdy synowie byli mali zostawiałam ich pod opieką babci. A ten ksiądz często wpadał, aby odwiedzić moją mamę.
Patrząc na małych ministrantów i grupy dziewczęce, często zastanawiam się czy te dzieci są bezpieczne. Nie mam zaufania do nikogo.
Traumą ogarnięta jest chyba cała rodzina. Wspomnienia są jak ciągle otwierające się rany. Matka nie może sobie znaleźć miejsca, że była tak zaślepiona i niczego nie zauważyła. Brat ciągle jej wypomina, że go nie uchroniła przed pedofilem.
Uważam, że należy pisać i mówić w mediach o zachowaniach, które mogą wskazywać na to, że jakiś potencjalny człowiek ( ksiądz, trener, nauczyciel, terapeuta, ktoś – kto wcześniej był wykorzystany itd.) może być pedofilem. Należy pisać o konkretnych przypadkach. Rodzice (zwłaszcza w parafiach wiejskich) są ufni i bardzo łatwowierni. Co powie ksiądz – to jest święte.
Dziękuję księdzu T. Isakowiczowi – Zaleskiemu za zajęcie się nagłośnieniem tej sprawy. Może to przyniesie jakąś ulgę poszkodowanym, gdy przeczytają i usłyszą w mediach, że poszukuje się prawdy i sprawiedliwości. Może otworzy oczy rodzicom, którzy aktualnie wychowują dzieci. Potrzebne są odgórne procedury i dyrektywy, ponieważ są i tacy, którzy wolą „nie słyszeć” i „nie wiedzieć”.
Siostra i matka
Komunikat Kurii Diecezjalnej w Tarnowie w odniesieniu do sprawy ks. Stanisława P. z dn. 24.08.202 r. – bulwersujące fragmenty:
- Po otrzymaniu zgłoszenia od nauczycieli i rodziców wykorzystywanych chłopców „Ordynariusz wezwał ks. Stanisława P. do prowadzenia życia godnego kapłana”.
Czy osoby zajmujące się sprawą w 2002 r. były kompetentne? Miały wiedzę na temat pedofilii? Przecież pedofilia to choroba. Pedofil jest święcie przekonany, ze postępuje dobrze. Cóż pomogą takie wezwania? To ma być kara za lubieżne czyny?! Czy terapia ?!
- „wpływały skargi pokrzywdzonych i ich rodziców w 2002 r. i w 2010 r.”
Czy w przedziale czasowym w trakcie i pomiędzy listów nie było? Pisałam do Kurii pismo w 2014 lub 2015 r. w imieniu własnym i matki. Myślę, że inne rodziny też na pewno pisały. Co się stało z tą korespondencją? Poszła do kosza? Dlatego, że mogli zgłaszać krzywdę tylko pokrzywdzeni, a ja nie byłam osobą bezpośrednio pokrzywdzoną? Apelowałam o to, by odosobnić Stanisława P. i nie dopuścić go do pracy z dziećmi.
- W 2013 r. – dekret skazujący.
Proboszcz naszej parafii obiecał nam, że wystara się, aby Stanisław P. w naszej okolicy nigdy się już nie pojawił. Zrozumiałam to, jako zakaz opuszczania przez niego Domu Księży Emerytów. A tu okazuje się, że „dekret skazujący” nie oznacza zakazu opuszczania miejsca pobytu. Ksiądz P. sprawował w międzyczasie dalej posługę w parafii B. Zapewne wyjeżdżał kiedy chciał i gdzie chciał.
Prosiłam i proszę o odizolowanie pedofilów. Kościół ma taką możliwość (np. klasztory zamknięte).
- „Pokrzywdzony mężczyzna w czerwcu 2010 roku w liście skierowanym do kurii diecezjalnej oświadczył, że sprawa o molestowanie przez ks. Stanisława została ostatecznie z nim uregulowana. Prosił także w tym liście, aby ks. Stanisław został przywrócony do czynności duszpasterskich, aby nadal służył Chrystusowi, diecezji i Kościołowi. Prośba ta nie została przyjęta przez Biskupa Tarnowskiego (ks. Stanisław nadal pozostał zawieszony). Pokrzywdzony otrzymał natomiast propozycję pomocy ze strony diecezji, w tym pomocy psychologicznej. Należy w tym miejscu zaznaczyć, iż każdy pokrzywdzony zgłaszający się do kurii diecezjalnej jest pytany o to, jakie są jego oczekiwania i jakiej pomocy potrzebuje.
Ponadto, ówczesny biskup tarnowski Wiktor Skworc już w piśmie z dnia 27 kwietnia 2010 r. skierowanym do ks. Stanisława zobowiązał go do pokrycia kosztów terapii, którą chciał podjąć Pokrzywdzony. Środki na ten cel, w wysokości 5 tysięcy dolarów, zostały faktycznie przekazane Pokrzywdzonemu przez ks. Stanisława. Kolejny raz gotowość do udzielenia pomocy została wyrażona wobec Pokrzywdzonego podczas spotkania z ówczesnym Kanclerzem kurii w dniu 5 listopada 2013 r. „
Pokrzywdzony ukazany jest jako pazerna hiena. Dochodził swego, dostał odszkodowanie w wysokości 5 tyś. dolarów, po czym napisał pismo z prośbą o przywrócenie Stanisława P. – pedofila, który zniszczył mu życie – do czynności kapłańskich.
„Należyte wyczulenie na dobro pokrzywdzonych.” Osoba wykorzystywana w dzieciństwie przez pedofila – to często wrak człowieka, to osoba zniszczona emocjonalnie, to osoba uwikłana w nałogi, to osoba po próbach samobójczych. Dorosłe ofiary pedofilii nie zawsze są wzorem cnót, ale nie wypada ukazywać ich w takim świetle publicznie.