Ponad rok temu zapadł wyrok w sprawie ks. W., należącego do archidiecezji krakowskiej. Wyrok, który kilka miesięcy temu uprawomocnił się, wymierza karę owemu duchownemu karę 4 lat więzienia (bez zawieszenia) za czyny pedofilskie, których dopuścił się on na przestrzeni 8 lat wobec dziecka swojej krewnej, wychowującej je w trudnych warunkach. Pierwsze molestowania miały miejsce, gdy dziecko miało zaledwie 6 lat.
Sprawca do dziś jednak nie trafił do więzienie, gdyż wciąż zasłania się złym stanem zdrowia. Mieszka sobie spokojnie w jednym z domów diecezjalnych, w którym ma „wikt i opierunek” oraz opiekę ze strony sióstr zakonnych. Dom ten jest utrzymywany z ofiarności księży i ludzi świeckich.
Od prawie 3 lat sprawa dotyczy się też przed sądem metropolitalnym w Krakowie. Jednak wciąż nie ma jej finału. Są tylko obietnice i zwalanie winy za opieszałość na pandemię. Co więcej, sprawca nadal figuruje w spisie księży archidiecezji krakowskiej. Dlatego też rodzina pokrzywdzonego dziecka zwróciła się do władz watykańskich. Niestety nie doszło do spotkania nuncjuszem papieskim, choć rodzina udała się do Warszawy.
Ze względu na dobro osoby pokrzywdzonej, która niedawno osiągnęła pełnoletność, nie podaję bliższych szczegółów. Zacytuje jedynie uzasadnienie wyroku.
„Zdaniem Sądu, kara w orzeczonej wysokości jest w pełni adekwatna do stopnia społecznej szkodliwości przypisanego oskarżonemu przestępstwa, którego stopień szkodliwości Sądu uznał za bardzo wysoki.
Po pierwsze, należy zauważyć, że czyn popełniony przez oskarżonego godził, w szczególne istotne dobro prawne jakim jest wolność od kontaktów
seksualnych małoletniego z innymi osobami, obyczajność oraz prawidłowy
rozwój zarówno fizyczny, jak i psychiczny osoby małoletniej.
Na niekorzyść oskarżonego przemawia fakt, iż inkryminowanych zachowań dopuścił się działając na szkodę osoby najbliższej, z którą utrzymywał stały kontakt.
W dalszej kolejności na niekorzyść oskarżonego przemawia ponadto
perfidny, obłudny sposób działania. Oskarżony wykorzystywał, bowiem
autorytet osoby dochowanej. Dawało mu to uprzywilejowaną pozycję w
rodzinie. Poza tym bazował na relacji zależności i wdzięczności, która
pozwalała mu na łatwy dostęp do małoletniego dziecka„.
Trudno więc zrozumieć, dlaczego polski wymiar sprawiedliwości zwleka z osadzeniem skazanego w zakładzie karnym. Trudno też zrozumieć postępowanie krakowskich władz kościelnych, które w tej sprawie działają nadzwyczaj opieszale. Przede wszystkim szkoda, że arcybiskup Marek Jędraszewski lub arcybiskup Salvatore Pennacchio osobiście nie skontaktowali się z rodziną pokrzywdzonego dziecka, aby wesprzeć ich duchowo i ofiarować swoją pomoc.
Do sprawy jeszcze powrócę.