Kolejny skandal z udziałem księdza-geja z Watykanu pokazuje, że lobby homoseksualne w Kościele katolickim jednak istnieje. I ma się dobrze. O tym lobby wspominałem trzy lata temu w wywiadzie-rzece pt. „Chodzi mi tylko prawdę”, którego udzieliłem Tomaszowi Terlikowskiemu. Byłem za to atakowany przez publicystów katolickich, w tym zwłaszcza przez Ewę Czaczkowską i Grzegorza Górnego (dziś kandydata do nagrody dziennikarskiej im. bp. Jana Chrapka), którzy twierdzili, że sieję zgorszenie, bo takiego lobby nie ma.
Nie lepiej zachowały się władze kościelne, które kazały mi się tłumaczyć na Radzie Kapłańskiej w Krakowie. Podobnie było z lustracją, gdy oskarżano nie tych, który współpracowali z komunistyczną bezpieką, ale tych, którzy to ujawniali.
Co do samego Ks. Charamsy, to nie spadł on z księżyca. Ktoś go przez sześć lat formował w seminarium duchownym, ktoś go dopuszczał do świeceń kapłańskich, kto go wysłał do Watykanu i dbał o rozwój jego kariery. Czy ów duchowny i jego protektorzy też staną przed Radą Kapłańską, aby się z tego wytłumaczyć? Trzeba to uważnie obserwować. Jeżeli w tej kwestii władze kościelne znów będą „zamiatać pod dywan”, to będzie to świadczyć tylko o słabości Kościoła, a zarazem o sile lobby gejowskiego,