Uroczystości upamiętnienia ofiar ukraińskiego ludobójstwa na Kresach Wschodnich RP odbędą się dopiero za półtora miesiąca, a podwładni Michnika i Sorosa już atakują polskie środowiska patriotyczne i organizacje pozarządowe, które wbrew „poprawności politycznej” od lat dbają o pamięć o niezliczonych ofiarach owej, jakże okrutnej, zbrodni przeciw ludzkości.
Mogę zrozumieć, że atakujący muszą działać w myśl zasady „pan każe, sługa musi”. Jednak trochę się im dziwię. Przecież wśród setek tysięcy pomordowanych przez siepaczy z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armię oraz SS Galizien byli nie tylko Polacy, a i członkowie innych wspólnot narodowych, w tym bardzo liczni kresowi Żydzi. Czy z tego powodu nikt nie ma żadnej refleksji? Czy geszefty gospodarcze i polityczne spekulanta Sorosa na Ukrainie są ważniejsze od pamięci o pomordowanych Żydach? Czy czytelnicy „Wyborczej”, to taka bezkrytyczna społeczność, że zaakceptuje każde przemilczenie?
Oczywiście nie mam wątpliwości, że „cyngle” z Czerskiej, wspierane przez miłośników UPA i lobbystów na rzecz ukraińskich oligarchów (także tych, na szczęście nielicznych, z prawicy), w ciągu najbliższych dni i tygodni obleją swoimi pomyjami niejednego Kresowianina lub jego potomka, ale polskie społeczeństwo (zwłaszcza po filmie „Wołyń i po przełamaniu zmowy milczenia) już tak łatwo nie zaakceptuje tak agresji wobec rodzin ofiar, jak dalszych kłamstw i manipulacji.