Artykuł Bohdana Piętki.
Wiodące media w Polsce – oprócz wyborczego bicia piany – są zajęte nużącą antyrosyjską propagandą w związku z ofensywą powietrzną Rosji przeciwko tzw. Państwu Islamskiemu. Najdalej poszła tutaj oczywiście „Gazeta Polska”, która na swoim portalu niezależna.pl poinformowała o „rosyjskiej agresji w Syrii”. Ukraina znajduje się od dłuższego czasu na odległym planie informacyjnym wiodących mediów w Polsce. Ich uwagę przyciągnął jedynie raport Holenderskiej Komisji Bezpieczeństwa w sprawie katastrofy samolotu MH-17. Tylko dlatego – jak sądzę – że o zestrzelenie samolotu obwinia separatystów z Donbasu i pośrednio Rosję. Oczywiście żaden z redaktorów nawet nie spróbuje prowadzić rozważań na temat tego, że nie doszłoby do tragedii MH-17, gdyby nie było wojny domowej na Ukrainie i że to nie separatyści z Donbasu i Rosja podpalili Ukrainę na przełomie 2013 i 2014 roku, obalając legalne władze tego kraju w drodze tzw. kolorowej rewolucji.
Schowanie Ukrainy na dalszy plan w przekazie wiodących mediów w Polsce jest dla mnie zupełnie zrozumiałe. Lepiej bowiem nie pokazywać polskiej opinii publicznej rezultatów, do których doprowadziły m.in. działania rządu PO-PSL oraz czołowych polityków PO i PiS, podgrzewających atmosferę swoimi publicznymi występami w Kijowie w gorących miesiącach przełomu 2013 i 2014 roku, że o posunięciach zakulisowych nie wspomnę.
Pozwolę sobie zatem uzupełnić lukę medialną odnośnie Ukrainy, widoczną w przekazie wiodących mediów nad Wisłą.
Święty Bandera
14 października po raz drugi obchodzono oficjalnie na Ukrainie święto państwowe o nazwie Dzień Obrońcy Ukrainy, ustanowione dla uczczenia domniemanej daty utworzenia Ukraińskiej Powstańczej Armii (daty fałszywej, jak cała spreparowana przez banderowców historia nacjonalistycznego ruchu ukraińskiego). W przeddzień tego święta wyszedł z mroków zapomnienia i wystąpił publicznie były prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko (2005-2010). Warto tutaj przypomnieć, że Juszczenko – nazywany przez Lecha Kaczyńskiego „wielkim przyjacielem” – objął władzę w wyniku tzw. „pomarańczowej rewolucji” z 2004 roku, która była wspierana nie tylko przez polityków głównych partii politycznych w Polsce od lewicy po prawicę, ale też przez setki emisariuszy Prawa i Sprawiedliwości. Otóż Juszczenko w przeddzień banderowskiego święta określił Stepana Banderę mianem „świętego” i oświadczył, że „absolutnie świadomie” nadał mu tytuł Bohatera Ukrainy w 2010 roku (kresy.pl, 13.10.2015).
W tym też duchu było utrzymane wystąpienie z okazji Dnia Obrońcy Ukrainy obecnego prezydenta Petro Poroszenki – także wielkiego przyjaciela polskiej „klasy politycznej” i jej mediów (kresy.pl, 15.10.2015). Przemawiał on w Zaporożu na tle czerwono-czarnej flagi Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów-Banderowców. Zarówno miejsce wystąpienia, przypominające o Siczy Zaporoskiej Bohdana Chmielnickiego, czerwono-czarna flaga OUN-B, forma wystąpienia (Poroszenko był ubrany w mundur polowy) oraz jego treść – gloryfikująca UPA na tle innych nacjonalistycznych formacji ukraińskich z XX wieku (Ukraińscy Strzelcy Siczowi, Ukraińska Armia Galicyjska, wojska Ukraińskiej Republiki Ludowej) – po raz kolejny nie pozostawiają wątpliwości do jakiej tradycji historycznej i ideologii odwołuje się wspierana przez Polskę pomajdanowa Ukraina.
Należy przypomnieć, że rok temu wiodące media nadwiślańskie wystąpiły z tezą, że Dzień Obrońcy Ukrainy nie ma nic wspólnego z banderowcami i UPA, a każdy kto tak twierdzi jest agentem Rosji. Najostrzej teza ta została postawiona w tekstach Dawida Wildsteina („Historia antyukraińskiej pomyłki”) i Piotra Skwiecińskiego („Klapki na oczach, czyli „patriotyczne” reakcje na nowe ukraińskie święto”), opublikowanych na propisowskim portalu wPolityce.pl.
Z okazji Dnia Obrońcy Ukrainy ukraiński IPN przygotował infografikę pokazującą „działania i wrogów ukraińskiego ruchu wyzwoleńczego w latach 1940-1960”. Wśród wrogów UPA – obok Wehrmachtu i Związku Sowieckiego wymieniono tam „Polskę Walczącą”, czyli Polskie Państwo Podziemne. Dopiero teraz wyraz swojemu zaniepokojeniu w związku z takim postawieniem sprawy dały media pana Tomasza Sakiewicza (niezależna.pl, 15.10.2015). O wiele za późno! Nie raczyła przy tym niezależna.pl zauważyć, że w infografice ukraińskiego IPN fałszywe są zarówno daty działalności UPA, jak i informacja o jej walce z Wehrmachtem. Nie ma jakichkolwiek źródeł historycznych ani wiarygodnych dowodów potwierdzających, że UPA gdziekolwiek i kiedykolwiek walczyła z Wehrmachtem. Są natomiast źródła potwierdzające, że III Rzesza Niemiecka dozbrajała UPA przed nadejściem frontu wschodniego.
Infografika ukraińskiego IPN – gloryfikująca zbrodniarzy i ludobójców z UPA – nie spotkała się z jakąkolwiek reakcją polskiego IPN, którego wiceprezes Paweł Ukielski opublikował w tych dniach na portalu antyputinowskiego radia „Echo Moskwy” tekst pt. „Dlaczego usuwamy sowieckie pomniki?” (onet.pl, 13.10.2015).
Działania ukraińskiego IPN są zgodne ze „Strategią narodowo-patriotycznego wychowania dzieci i młodzieży na lata 2016-2020”, którą prezydent Poroszenko ogłosił w dekrecie z 13 października 2015 roku. Wedle tego dokumentu, formacjami i strukturami, na których ma się opierać wychowanie młodego pokolenia Ukraińców są m.in. tzw. Zachodnioukraińska Republika Ludowa (1918-1919), Sicz Karpacka, Ukraińska Powstańcza Armia oraz uczestnicy „operacji antyterrorystycznej w obwodzie donieckim i ługańskim” (wSensie.pl, 15.10.2015). Jeśli ktoś tego nie wie to przypominam, że Zachodnioukraińska Republika Ludowa w 1918 roku zapoczątkowała ludobójcze czystki etniczne na Polakach, kontynuowane potem w czasie drugiej wojny światowej i po jej zakończeniu przez OUN-B i UPA. Natomiast Sicz Karpacka (1938-1939) powstała na tzw. Karpato-Ukrainie z inspiracji Niemiec hitlerowskich i była kuźnią kadr dla przyszłych ukraińskich formacji kolaboracyjnych w służbie niemieckiej oraz UPA. Co zaś się tyczy uczestników wspomnianej przez Poroszenkę „operacji antyterrorystycznej”, to chodzi tutaj o formacje zbrojne „Ajdar”, „Azow”, „Dnipro”, „Donbas”, „Kijów” itp., nawiązujące wprost do najbardziej skrajnych nurtów nacjonalizmu ukraińskiego, a nawet nazizmu. O ich zbrodniach, popełnionych podczas pacyfikowania Donbasu, głucho milczą wiodące media polskie, które czasem robią wrażenie jakby były redagowane wprost z Kijowa.
Tak na marginesie, to ile trzeba mieć w sobie podłości, żeby pacyfikację własnego społeczeństwa – nieważne, że separatystów – nazywać „operacją antyterrorystyczną”. To jest kultura polityczna rodem z najbardziej zacofanych krajów Afryki oraz republik bananowych Ameryki Łacińskiej, które chyba już odeszły w niesławną przeszłość.
Wiceprezes polskiego IPN być może nie zdaje sobie z tego sprawy, że usuwając tzw. sowieckie pomniki buduje polityczną przestrzeń dla innego typu pomników, które stawiane są także w Polsce (cóż z tego, że „nielegalnie”, jeśli bezkarnie), ale przede wszystkim wyrastają na Ukrainie. Już dawno przyozdobiły one większość miast obwodowych i rejonowych zachodniej Ukrainy. Teraz – jak się okazuje – stawiane są również na wsiach. 11 października w miejscowości Pukowo w rejonie rohatyńskim (dawne województwo stanisławowskie) odsłonięto pomnik upamiętniający kwaterę sztabu dowódcy UPA Romana Szuchewycza, istniejącą tam od jesieni 1945 do lata 1946 roku. Pomnik bluźnierczy, bo w kształcie krzyża, poświęcił kapłan Ukraińskiej Cerkwi Greckokatolickiej, a w uroczystości jego odsłonięcia licznie uczestniczyły dzieci i młodzież, działacze „Swobody” oraz syn zbrodniarza – deputowany Jurij Szuchewycz (rogatka.if.ua, 12.10.2015).
Święto 14 października zostało uczczone na Ukrainie licznymi marszami (najliczniejszy z udziałem Prawego Sektora i „Swobody” odbył się w Kijowie), przypominającymi formą pochody NSDAP, uroczystymi akademiami, spotkaniami z weteranami UPA itp. To również niestety nie było przedmiotem zainteresowania wiodących mediów polskich. Według badań grupy Rejting odsetek zwolenników gloryfikacji UPA na Ukrainie wzrósł w ciągu roku (2014-2015) z 27 do 41 proc. Poziom poparcia dla gloryfikacji OUN-UPA jest największy u najmłodszych i najlepiej wykształconych Ukraińców (kresy.pl, 12.10.2015), co tylko pokazuje jakie są priorytety wychowawcze ukraińskiej oświaty i nauki.
Na Majdanie strzelali banderowcy
Masakra kijowska z 20 lutego 2014 roku, która stała się momentem przełomowym w procesie obalenia legalnego prezydenta Wiktora Janukowycza, już dano przestała być przedmiotem zainteresowania dla głównego przekazu medialnego w Polsce. Najprawdopodobniej dlatego, że już wkrótce po niej zaczęły napływać ze strony mediów zachodnich informacje (oparte m.in. na relacji ministra spraw zagranicznych Estonii Urmasa Paeta) podważające oficjalną wersję, wedle której masakry miała dokonać milicyjna formacja „Berkut”. Dostępne relacje i dowody wskazywały od początku na organizatorów rewolty przeciw Janukowyczowi jako sprawców masakry. Taką wersję wydarzeń sugerował m.in. wyczerpujący niezależny raport dr. Iwana Kaczanowskiego, także przemilczany w głównym przekazie medialnym w Polsce. „Morderstwa protestujących i policjantów są świadectwem krwawego przewrotu który miał miejsce na Ukrainie oraz zbrodni przeciwko prawom człowieka. Ten przewrót ukonstytuował niedemokratyczną zmianę władzy i dał początek brutalnemu konfliktowi na dużą skalę, który przerodził się w wojnę domową na wschodzie Ukrainy. Był to także katalizator rozpadu państwa i rosyjskiej interwencji w obronie separatystów na wschodzie i na Krymie” – pisał w swoim raporcie Kaczanowski (kresy.pl, 28.10.2014).
Teraz jego ustalenia zostały potwierdzone przez… ukraiński wymiar sprawiedliwości, czego również próżno szukać w serwisach informacyjnych TVP, TVN i TV Republika oraz w „Gazecie Wyborczej” i „Gazecie Polskiej”. Ukraińskie organa ścigania dokonały przeszukania w mieszkaniach trzech członków neobanderowskiej partii „Swoboda”. Zarzucono im odpowiedzialność za strzelanie do demonstrantów, zwanych „Niebiańską Sotnią”, oraz służb mundurowych na placu Niepodległości (tzw. Majdanie) krytycznego dnia 20 lutego 2014 roku.
Przeszukano mieszkania tak prominentnych działaczy „Swobody” jak Ihor Jankiw, Ołeh Pankewycz (byli deputowani) i Ołeksander Sycz (wicepremier w pierwszym rządzie Jaceniuka, pseudohistoryk i gloryfikator postaci Stapana Łenkawśkiego, autora „Dekalogu ukraińskiego nacjonalisty” z 1929 roku). Decyzję o przeszukaniu wydał Peczorski Sąd Rejonowy w Kijowie. Podstawą jej wydania był dowód w postaci nagrania wideo, znajdujący się w posiadaniu tegoż sądu. Widać na nim otwarte okno w hotelu „Ukraina”, znajdującym się tuż przy placu Niepodległości. Właśnie z tego okna na 11 piętrze w pokoju 1132 strzelano 20 lutego 2014 roku do zgromadzonych na Majdanie ludzi – tak cywilów, jak i milicjantów z formacji „Berkut”. W trakcie śledztwa ustalono, że pokój ten wynajmował wówczas Ołeh Pankewycz (kresy.pl, 14.10.2015). Masakra z 20 lutego 2014 roku stała się przyczyną dymisji prezydenta Wiktora Janukowycza, wymuszonej przez zachodnich polityków, w tym m.in. przez polskiego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego (obecnie doradcy prezydenta Poroszenki).
Rezydencja Poroszenki
Z gorącej zimy 2013/2014 roku utkwiły mi w pamięci pozostające poniżej wszelkiego poziomu publikacje polskich mediów na temat rezydencji prezydenta Janukowycza, w której podobno miały być złote klamki i sedesy (korespondowało to z podobnymi publikacjami z 1980 roku na temat rezydencji Edwarda Gierka, która jak się okazało 10 lat później była przeciętnym domem jednorodzinnym). Niestety polskie wiodące media demokratyczne – poza portalem tvn24.pl – nie zainteresowały się dotąd rezydencją uwielbianego przez siebie prezydenta Poroszenki. Informacje na temat rezydencji Poroszenki w Kozynie pod Kijowem (rejon obuchowski) ujawnił deputowany „Batkiwszczyny” Igor Łucenko (kresy24.pl, 9.10.2015). Nie podejmuję się rozstrzygać czy jest ona mniej czy bardziej luksusowa niż rozsławiona, szczególnie w polskich mediach, rezydencja Janukowycza w podkijowskiej miejscowości Meżyhiria. Na pewno jest imponująca: okazały trzypiętrowy pałac w stylu neoklasycznym, dwa mniejsze pałacyki, arkady, prywatna cerkiew ze złoconą kopułą i jezioro. Za wynajem ziemi pod tę posiadłość Poroszenko ma płacić sto, a nawet dwieście razy mniej niż wynosi cena rynkowa.
Zdjęcia posiadłości Poroszenki od razu nasuwają pytanie, po co była ta cała krwawa „rewolucja” z 2013/2014 roku, jaką to godność, wolność i sprawiedliwość wywalczono w jej rezultacie na Ukrainie? W odpowiedzi od jednego z doradców Poroszenki deputowany Łucenko usłyszał, że obecny prezydent nigdy nie ukrywał swojego bogactwa i ujawnił swój majątek. Tylko czy na pewno doszedł do niego produkując czekoladę, czy jednak sprawując różne urzędy państwowe, od przewodniczącego Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony, przez ministra spraw zagranicznych po urząd prezydenta, o mandacie deputowanego (1998-2010) nie wspominając. W tej kwestii jestem skłonny zgodzić się z wybitnym polskim socjalistą niepodległościowym, Zygmuntem Żuławskim (1880-1949), który w swojej potępionej przez komunistów pracy pt. „Bogactwo, wolność i moralność” (Kraków 1947) zauważył, że to nie bogactwo daje władzę, ale władza daje bogactwo.
Krzywa Laffera
Coś nie słychać ostatnio w wiodących mediach polskich o postępach sławnych reform demokratycznych i rynkowych na Ukrainie. Jaki charakter mają te reformy pozwala się domyśleć przybycie do Kijowa w roli kolejnego „doradcy” amerykańskiego ekonomisty Arthura Laffera, autora słynnej „krzywej Laffera” i jednego z twórców neoliberalnej „reaganomiki” z lat 80. XX wieku. Najbardziej znanego jednak z tego, że w 2006 roku publicznie stwierdził, iż gospodarka amerykańska jest w znakomitej kondycji i zaprzeczył temu, że jakoby groził jej kryzys, który nadszedł rok później. Według portalu forsal.pl Laffer miał wypowiedzieć w Kijowie następujące słowa: „Będziecie musieli robić to, co robiono w Europie sto lat temu, a nie co robi się dzisiaj” (forsal.pl, 10.10.2015, kresy.pl, 11.10.2015). Następnie wyliczył, co będzie musiał zrobić rząd Jaceniuka: „niskie stawki podatkowe, żadnych szaleństw wydatkowych, zmniejszenie budżetu, zdrowy pieniądz, wolny handel, żadnych barier, minimum regulacji”. Skąd my to znamy? W Polsce te slogany można było usłyszeć w 1989 roku od Jeffreya Sachsa, wysłannika George’a Sorosa, który był faktycznym autorem „terapii szokowej” Balcerowicza.
Ukraińska „terapia szokowa” idzie jednak znacznie dalej, obejmując sfery pozaekonomiczne. Prezydent Poroszenko oficjalnie zaproponował, by na Ukrainie za drugi „język roboczy” prawnie uznano angielski (pl.sputniknews.com, 16.10.2015). Uważam to za logiczne – w koloniach brytyjskich przecież też używano angielskiego obok języków tubylczych. W większości z nich – nawet po uzyskaniu formalnej niepodległości – do dzisiaj angielski pozostaje językiem urzędowym.
Arthura Laffera miała ściągnąć na Ukrainę Natalie Ann Jaresko – była funkcjonariuszka Departamentu Stanu USA i menadżer amerykańskich funduszy rozwojowych, a obecnie minister finansów Ukrainy. Faktycznie jednak wysłali go do Kijowa ci, którzy tę całą majdanową rewoltę zaplanowali i przeprowadzili, nie cofając się przed wykorzystaniem w tym celu banderowców ze „Swobody” i Prawego Sektora. Teraz – razem z osobami pokroju Petro Poroszenki, Ihora Kołomojskiego i byłego prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego (aktualnie w roli gubernatora obwodu odeskiego) – zbierają jej owoce. Oczywiście chodzi o te owoce, które można przeliczyć na światową walutę rezerwową w postaci dolara amerykańskiego. Bo te owoce, które symbolizują pomniki Stepana Bandery i Romana Szuchewycza pozostawiono Polsce.
Banderowskie szambo
O tym o czym milczą w kwestii Ukrainy media służebne wobec polskiej „klasy politycznej” i różnych, bliżej nieznanych ośrodków wpływu, można by jeszcze długo pisać. Na razie – ze względu na kampanię wyborczą i niechęć niemałej części społeczeństwa polskiego do polityki ukraińskiej uprawianej przez tutejszą „klasę polityczną” – wyciszono tematykę ukraińską. Zarówno próbująca się utrzymać przy władzy Platforma Obywatelska, jak i idące po tę władzę śmiałymi krokami Prawo i Sprawiedliwość unikają jak ognia spraw ukraińskich. Ale po wyborach – obojętnie kto utworzy nowy rząd – znowu się dowiemy, że wspieranie Ukrainy jest polską racją stanu, że „bez wolnej Ukrainy nie ma wolnej Polski”, że Rosja stanowi śmiertelne zagrożenie dla Europy i świata itd. itp. Banderowskie szambo, wybijające już nie tylko ze Lwowa, ale przede wszystkim z Kijowa – ma bardzo miły zapach dla polskiej „klasy politycznej”. Tak miły, że z przyjemnością kąpie się w tym szambie. Za tę kąpiel przyjdzie jednak prędzej czy później zapłacić społeczeństwu polskiemu. Dzisiaj jeszcze nie wiemy jaką cenę.
Pomnik-krzyż odsłonięty 11.10.2015 r. w miejscowości Pukowo koło Rohatyna w miejscu kwatery sztabu dowódcy UPA Romana Szuchewycza. Piąty od lewej w pierwszym rzędzie stoi jego syn – deputowany Jurij Szuchewycz. Fot. rogatka.if.ua
Kapłan greckokatolicki poświęca pomnik w Pukowie koło Rohatyna. Fot. rogatka.if.ua
Uroczystość w Pukowie koło Rohatyna. Pierwszy od lewej stoi deputowany Jurij Szuchewycz – syn dowódcy UPA Romana Szuchewycza. Fot. rogatka.if.ua
Tablica informacyjna poświęcona dowódcy UPA Romanowi Szuchewyczowi przy pomniku w Pukowie koło Rohatyna. Fot. rogatka.if.ua
Uczestnicy jednej z manifestacji nacjonalistycznych na Ukrainie. Fot. kresy.pl
Działacz nacjonalistycznej partii „Swoboda” Ołeh Pankewycz. Według Peczorskiego Sądu Rejonowego w Kijowie Pankewycz wynajmował pokój nr 1132 w hotelu „Ukraina”, z którego okna strzelano 20 lutego 2014 roku do uczestników protestów na placu Niepodległości w Kijowie oraz milicji. Fot. polukr.net