Aż się wierzyć nie chce, że cenzor na ul. czerskiej przepuścił taką sprawę.
„Gazeta Wyborcza” nr 166 (8499), 18-19 lipca 2015 r., str. 16-17
„Niedźwiedziowi wolno więcej. Rozmowa Katarzyny Wężyk z Andrejem Krickovićem”
Andrej Kricković – ur. w 1973 r. w Chorwacji, politolog, wykładowca na moskiewskiej Higher School of Economics. Absolwent Berkeley i Harvardu.
Andrej Kricković: […] równie śmieszne jest przekonanie, że [powstanie w Doniecku czy Ługańsku] to wyłącznie robota Putina. On wykorzystał autentyczne problemy. To, że rosyjskojęzyczna część Ukrainy czuła się dyskryminowana przez Kijów. Jestem przekonany, że Ludowe Republiki Ługańska i Doniecka mają poparcie ludności.
Katarzyna Wężyk: Przetrwałyby bez rosyjskich żołnierzy i pieniędzy?
Andrej Kricković: Oczywiście, że nie. Ale rząd ukraiński nie jest święty. Nie mam nic do ludzi z Majdanu, część z nich faktycznie reprezentowała społeczeństwo obywatelskie, ale popatrz na ich przywódców. To są nie odpowiedzialni politycy, tylko oligarchowie albo radykałowie z Prawego Sektora. Szemrane towarzystwo.
Katarzyna Wężyk: Rząd ukraiński nie jest faszystowski. Mówisz jak rosyjska propaganda.
Andrej Kricković: Ale w tym jest ziarno prawdy. Jak inaczej byś nazwała Prawy Sektor? Europa ich wybiela, ale to skrajna prawica, naziści. A bez Prawego Sektora nie byłoby zamachu stanu – czy, jeśli wolisz, zmiany rządów – w lutym 2014 roku. To był zresztą wielki błąd. Trzeba było się zastosować do podpisanego chwilę wcześniej – także przez UE i Rosję – porozumienia, które zakładało ograniczenie uprawnień prezydenta, nową konstytucję i powołanie rządu jedności narodowej.”