Korespondencja Towarzystwa Miłośników Kultury Kresowej w Wołowie. Tegoroczne święto Żołnierzy Niezłomnych w powiecie wołowskim zorganizowane zostały przez samorządy Wińska i Wołowa, grupę Wołów Pamięta „Żołnierzy Wyklętych”, a także przez patriotów.
Żołnierze Wyklęci: formacje zbroje się po wojnie nie rozwiązały się, tylko rozproszyły
Rozmowa z por. Kazimierą Kosik: -Już po wyzwoleniu rozpoczęły się aresztowania. Były one dokonywane przez Rosjan. Dla Stalina AK było wrogiem nr.1.Należało się ich pozbyć, takie było jego zdanie. Ja byłam dzieckiem, więc nie zostałam aresztowana, ale moi rodzice byli i to już w 1945 roku. Ja mając 11 lat zostałam sama z 16-letnią siostrą
-Jak się pani nazywa?
– Nazywam się Kazimiera Kosik. Urodziłam się 08.07.1934 Na Lubelszczyźnie. W moich stronach jest tzw. Kompleks Lasów Parczewskich, zajmujący powierzchnię około 136 km², podczas II wojny światowej stał się miejscem schronienia. Zarówno dla prześladowanych Żydów, uciekinierów z obozów jenieckich oraz podziemia zbrojnego. Zagrożenie ze strony okupantów i potrzeba przetrwania sprawiły, że także prześladowani musieli walcząc o przetrwanie uzbroić się i walczyć. W zimie 1941/1942 uciekinierzy z obozów jenieckich, żołnierze Armii Czerwonej – utworzyli oddział partyzancki pod dowództwem Fiodora Kowalowa. Stoczył on pierwszą bitwę z Niemcami w dniach 6-8 grudnia 1942 roku. Było to podczas pierwszej z około siedmiu akcji przeciwpartyzanckich przeprowadzonych przez okupantów przeciwko partyzantom do 1944 roku. W Lasach Parczewskich, w miejscu, w którym istniał obóz partyzancki powstały mogiły, w których spoczęli polegli w walce Sowieccy i Polscy partyzanci.
-Proszę opowiedzieć o swojej działalności w podziemiu
– W tamtych czasach byłam jeszcze dzieckiem, więc moje możliwości były ograniczone. Zostałam łączniczką w wieku zaledwie 12 lat, ponieważ moja rodzina wspierała Armię Krajową i Podziemie Niepodległościowe. Moja siostra Maria również pełniła tę rolę, i było to dla ans naturalne że przenosimy rozkazy i meldunki oraz raporty. Do działalności zachęciła mnie moja najbliższa rodzina, ponieważ taka była wtedy konieczność aby przetrwać. Mój ojciec i brat, oboje byli wcześniej w Armii Krajowej. Ja byłam razem z nimi potem w WIN (Wolność i Niezawisłość). Stamtąd gdzie pochodzę, partyzantka miała swoje początki. Miejscem pobytu Cichociemnych były Lasy Parczewskie. Niestety te wydarzenia miały miejsce tak dawno, że nie jestem w stanie przypomnieć sobie. Nazwiska dowódcy czy też jakiejś ważnej akcji. Od tego czasu minęło już 70 lat. Mieszkałam tam przez 17 lat. Przedsięwzięcia podejmowane przez mój oddział były przeważnie sporadyczne mojej jednostce działało ok.20 osób. Nie pamiętam już dokładnej liczby. W czasie okupacji niemieckiej jakiekolwiek formy opozycji były zakazane. Raz hitlerowcy powiedzieli, że za 1 Niemca zabiją 100 Polaków. Potem zrobili obławę w pobliskiej wsi. Zaprowadzili ludność na plac przy szkole i dokonali podziału: osobno mężczyźni i osobno kobiety i dzieci. Następnie na oczach matek i ich pociech. Rozstrzelali około 110 mężczyzn. Ciała ofiar były przewożone na cmentarz w Parczewie wozami drabiniastymi. Widziałam to, jako mała dziewczynka. W mojej okolicy były piękne krajobrazy. Gęste, zielone lasy. To właśnie tam czynnie działała partyzantka. Zresztą Partyzanci przychodzili od wioski do wioski, czasami w jakiejś się zatrzymywali. Raz Niemcy spalili wieś, żeby ci nie
mieli gdzie pójść.
Akcje były przeróżne. Pamiętam jak Niemcy zaatakowali i otoczyli okoliczne wioski w obławie i zabili ponad 100 mężczyzn, których podejrzewano o przynależność do organizacji zrobionych. Pamiętam, że po wojnie komuniści z sowietami byli aktywni w zwalczaniu Armii Krajowej, która była głównym wrogiem Stalina. Pamiętam, sprawę ataku oddziału Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia” na Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego we Włodawie 22 października 1946 r., Pamiętam akcje opanowania Parczewa przez bolszewików w lipcu 1944 roku, tworzenie aparatu przemocy z bandy kryminalistów i analfabetów, a potem okrutne zbrodnie na polskich patriotach. Groźby Sowietów po opanowaniu Polski i dzieje powojennego antykomunistycznego podziemia. Pamiętam odbicie Parczewa z rąk komunistów przez partyzantów Zrzeszenia WiN na początku 1946 roku, co było symbolem powstania Polaków przeciwko narzuconej przez Moskwę władzy. Pamiętam też, że to Armia Krajowa z Sowietami wyzwalała Parczew i okolice. Wcześniej były też bitwy w Lasach Parczewskich z Niemcami w ramach operacji. Oddziały policji i formacje SS oprócz sił zamykających pierścień okrążenia partyzantów, hitlerowskie dowództwo utworzyło dwie grupy uderzeniowe. Była to jedna z największych i najcięższych walk w tym okresie, a lasy parczewskie pozostały nadal główną bazą partyzancką.
-A jak było po wojnie?
-Już po wyzwoleniu rozpoczęły się aresztowania. Były one dokonywane przez Rosjan. Dla Stalina AK było wrogiem nr.1.Należało się ich pozbyć, takie było jego zdanie. Ja byłam dzieckiem, więc nie zostałam aresztowana, ale moi rodzice byli i to już w 1945 roku. Ja mając 11 lat zostałam sama z 16-letnią siostrą. Odbywały się codzienne nocne rewizje. Przychodzili i stawiali cały dom do góry nogami. Rozrzucali wszystko. A nikogo nie ukrywałyśmy, chatka była mała, więc nawet nie miałyśmy jak. Mama zmarła w 1951 roku. W tym samym ojciec wrócił z więzienia (wspominał o okrutnych torturach), już po śmierci mamy. On sam zmarł w 1959 roku..Często jeżdżę na ich groby, tam są też pochowane moje siostry i reszta rodzina. Teraz juz rzadziej ich odwiedzam, bo zdrowie juz mi na to nie pozwala. Za prezydenta Bieruta represje nie ustawały, wszyscy wiecznie się ukrywali, dopiero Gomółka dał nam odsapnąć trochę. Zajęcie Parczewa nastąpiło przez oddział por. Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia”, 5 lutego 1946 r. Wiele brawurowych akcji przeprowadzonych przez oddział partyzancki włodawskiego Obwodu Wolność i Niezawisłość, w którą to przeistoczyły się formacje Armii Krajowej. Jednym z przykładów takich działań WiN i podziemia niepodległościowego było rozbicie 22 października 1946 r. Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego we Włodawie i uwolnienie ok. 70 więźniów. Nie mniej spektakularne działania tego typu oddział przeprowadził kilka miesięcy wcześniej, kiedy to 5 lutego 1946 r. na kilka godzin opanował Parczew.
– Jak znalazła się pani tutaj w Lubiążu?
-Po wojnie moja siostra wyszła za mąż i utrzymywała się z gospodarstwa rolnego. Ja czułam, że nie nadaję się do takiej pracy. Musiałam poszukać sobie innego zajęcia. W gazecie zauważyłam ogłoszenie, że tutaj, w Lubiążu zostanie utworzony nowy zakład pracy, szpital psychiatryczny. Poszukiwali mnóstwa pracowników, nawet bez wykształcenia! Przyjechałam i przepracowałam tu jakieś 34-35 lat! O tym, że działałam w podziemiu nie mówiłam.
Wszyscy tak robili. Komuniści tropili nas wszystkich. Z podziemia niepodległościowego z AK i WIN. Ale formacje zbroje się po wojnie nie rozwiązały się, tylko rozproszyły, i każdy odszedł w ciszę i zapomnienie na tzw. Ziemie Odzyskane.
– Dziękuję za rozmowę
– Ja również dziękuję
Rozmawiała Łucja Orłowska
Liceum Urszulińskie we Wrocławiu
Fot. Fotografie przedstawiają nadanie p. Kosik stopnia porucznika przez Płk Piotra Mielniczuka, Komendanta Wojskowej Komendy Uzupełnień w Głogowie.
Fot. Uroczystość nadania stopnia por. Kosik w Gimnazjum Publicznym w Lubiążu
Fot. Wołów: znicze w hołdzie Żołnierzom Wyklętym. Blisko 40 metrów kwadratowych narodowego przesłania. Grubo ponad 3000 złotych zebranych na realizację projektu. I mieszkańcom lokalnej społeczności, a nawet samorządowcy, którzy pomogli w zorganizowaniu pozwoleń na wykonanie pracy i dofinansowali przedsięwzięcie, pojawił się Mural Żołnierzy Wyklętych. Kilka dni ciężkiej pracy i oczom mieszkańców Wołowa ukazało się graffiti poświęcone Żołnierzom Wyklętym.