Dwie korespondencje z Krakowa.
Czy Polacy pójdą jeszcze na wybory?
W związku z potwornym zamieszaniem wokół liczenia głosów po niedzielnych wyborach samorządowych mam tylko jedno pytanie: czy Polacy jeszcze kiedykolwiek uwierzą w uczciwość jakichkolwiek wyborów po niebywałym skandalu, z jakim mamy właśnie do czynienia?
Jerzy Bukowski
O ważnej różnicy między listą a kartą wyborczą
Jedną z największych niespodzianek, a można by nawet powiedzieć sensacji ostatnich wyborów samorządowych jest ogromna ilość nieważnych głosów.
Jeżeli wykluczyć podejrzenia o świadome fałszerstwa dokonywane masowo w komisjach wyborczych, da się to dziwne zjawisko wytłumaczyć tylko w jeden, niestety mało pocieszający sposób: powszechną ignorancją Polaków w tej materii.
Wielu rodakom pomyliły się listy wyborcze z kartami do głosowania. Sam byłem świadkiem, jak pewien mało zorientowany starszy mężczyzna zapytał członka komisji wyborczej, ile krzyżyków trzeba postawić i otrzymał prawidłową, ale tak naprawdę nie do końca precyzyjną odpowiedź, że po jednym na każdej liście. Zadowolony od razu zabrał się do dzieła przy stole komisji, nie korzystając z kabiny i zaczął pieczołowicie stawiać krzyżyki na prawie każdej kolejnej kartce. Zobaczywszy to udzielający mu wcześniej instrukcji członek komisji krzyknął:
– Proszę pana, tylko jeden krzyżyk na każdej liście.
A tamten zdumiony odparł;
– Przecież właśnie tak robię.
Było już jednak za późno, głos okazał się nieważny.
Skoro każda lista (poza tą, na której uwidoczniono nazwiska kandydatów na prezydentów/burmistrzów miast) składała się z kilku lub kilkunastu kartek, można było niewłaściwie zinterpretować pouczenie ze strony komisji i mylnie potraktować część jako całość. Oczywiście trudno sobie wyobrazić (chociaż nie można i tego wykluczyć), aby ktoś chciał oddać głosy na kilka mocno ze sobą rywalizujących partii, ale całkiem logiczne jest, że mógł zrozumieć, iż wolno mu poprzeć więcej niż jedną, zwłaszcza jeśli parę z nich było mu bliskich.
Można obarczyć pełną odpowiedzialnością za to wyłącznie nieświadomych wyborców, którzy nie zapoznali się z zasadami poprawnego głosowania i utyskiwać na marny poziom wiedzy obywatelskiej rodaków. Ja winię jednak także media, zwłaszcza tradycyjne (gazety, rozgłośnie radiowe, stacje telewizyjne), które zbyt mało miejsca poświęciły w tym roku instruktażowi. Trzeba było bowiem przewidzieć, że nie dla wszystkich głosujących karta różni się od listy.
Jerzy Bukowski