Jak już wspomniałem dostaję wiele listów i telefonów w sprawie molestowań, których na przestrzeni prawie 20 lat dopuszczał się ks. Stanisław P. Wszystkiego na razie opisywać nie będę, bo kuria tarnowska zagroziła mi wszczęciem sprawy prawnej.
Zamieszczam jedynie kilka uwag na temat ofiar, aby Czytelnicy mogli wyrobić sobie opinię na temat skali dramatu.
1) Ofiarami byli wyłącznie chłopcy, co świadczy jednoznacznie o orientacji seksualnej sprawcy. Aż dziw bierze, że osoba o takich zaburzonych skłonnościach mogła zostać dopuszczona do święceń kapłańskich, a następnie przez tyle lat bezkarnie funkcjonować. To jest sprawa na osobne opracowanie.
2) Ofiary w chwili popełniania wobec nich przestępstw miały poniżej 15 roku życia. To oznacza, że chodzi o czyny karalne także z pomocy prawa świeckiego. W niektórych przypadkach czyny te są już przedawnione, ale to nie zmienia faktu, że będzie mogła się nimi zająć się nowo powstała Państwowa Komisja do spraw wyjaśniania przypadków czynności skierowanych przeciwko wolności seksualnej i obyczajności wobec małoletniego poniżej lat 15.
3) Co do ofiar, to jest ich co najmniej kilkanaście. Piszę „co najmniej”, bo wciąż odzywają ją kolejne ofiary i ich rodziny. Prawie wszyscy molestowani chłopcy (będący dziś dorosłymi mężczyznami) pochodzą z rodzin wiejskich, na ogół bardzo religijnych. Byli oni ministrantami lub uczniami uczęszczającymi na lekcje religii. Ich rodziny angażowały się w życie parafii.
4) Wielu z molestowanych pomimo upływu lat nie może sobie do dziś poradzić z tym problemem. Często tłamszą go w sobie, ukrywając się z tym nawet przed najbliższymi. Potrzebuję więc odpowiedniej terapii, a przede wszystkim empatii ze strony władz kościelnych. Niektórzy nie potrafili założyć swoich rodzin. Nie mogą też pogodzić się z tym, że ich krzywdziciel przez tyle lat grasował bezkarnie i że po ostrych protestach rodziców w 2002 roku nie został całkowicie odsunięty od pracy duszpasterskiej. Z tego powodu część z nich oddaliła się od Kościoła, choć nie porzuciła wiary.
Dodam też, że po 2002 roku ks. Stanisław P. został przez biskupa Wiktora Skworca wysłany (czytaj: ukryty) do parafii na Ukrainie. Po powrocie posługiwał w mieście K., gdzie nadal uczył w szkole podstawowej i prowadził rekolekcje. Dopiero po interwencji jednego z pokrzywdzonych został skierowany w 2010 roku do domu księży emerytów. Pomimo tego w latach 2013 – 2016 posługiwał w parafii B., biorą także udział w diecezjalnych pielgrzymkach i uroczystościach, przez co nadal miał kontakt z dziećmi i młodzieżą.
Do sprawy powrócę za kilka dni.