Dostałem wczoraj pismo z kancelarii adwokackiej z Warszawy, w który p. wicemarszałek Sejmu RP Małgorzata Gosiewska PiS straszy mnie sądem za krytykę jej działań, czy raczej braku działań, w sprawie prawdy i pamięci o ofiarach ukraińskiego ludobójstwa Polaków na Kresach Wschodnich II RP. Poszło także o moją opinię o jej związkach z banderowcami np. z batalionu Ajdar (zdjęcie poniżej), a także o krytykę obozu władzy za brak pochówku owych ofiar. Konkretnie chodzi o wpis na moim prywatnym blogu
Gdyby p. Gosiewska zwróciła do mnie jak człowiek do człowieka i chciała w normalny sposób, czyli poprzez dialog, wyjaśnić wątpliwości, to z pewnością wysłuchałbym jej i starał się rozwiązać zaistniały problem. Jeżeli jednak jako Wicemarszałek Sejmu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej i Poseł Prawa i Sprawiedliwości, wykorzystując swoją pozycję polityczną, straszy mnie, zwykłego obywatela, sądem, to oświadczam, że na rozprawę sądową chętnie przystanę. Mam nadzieję, że będzie ona jawna. Tym bardziej, że rozpoczęła się kampania wyborcza i elektorat w Warszawie, gdzie p. Gosiewska ponownie ubiega się o mandat poselski (z miejsca trzeciego listy PIS), ma prawo ocenić i rozliczyć działalność, w tym też zaniechania, tak ważnej członkini establishmentu politycznego.
Dodam, że groźby p. Wicemarszałek przyjmuję jako odwet za moją krytykę polskich i ukraińskich władz, którą to krytykę wyraziłem publicznie w dniu 11 lipca 2019 r., przemawiając w imieniu Rodzin Ofiar Ludobójstwa. Przyjmuję to także jako próbę kneblowania.
Inna sprawa, że dziwię się władzom partii rządzącej, że w gorącym okresie wyborczym po takiej aferze jak z Marszałkiem Sejmu RP Markiem Kuchcińskim akceptują rozpętanie przez jego Zastępczynię kolejnej sprawy. No cóż, sami tego chcą.