W dzisiejszym Poranku Wnet Maria Przełomiec nie jest zaskoczona, że Ukraińcy pomnik w Hucie Pieniackiej odbudowali. No cóż, nawet od dziecka wymaga się by uporządkowało zabawki jeśli zrobiło bałagan. Maria Przełomiec jest członkiem Polsko Ukraińskiego Forum Dialogu i Porozumienia. Śledzi sprawy na bieżąco.
Przemysław Żurawski vel Grajewski, członek gabinetu MSZ komentuje wypowiedzi litewskiego ministra MSZ odbywającego wizytę w Polsce. Na pytanie co myśli o działaniach litewskiego rządu na rzecz mniejszości polskiej na Litwie Przemysław Żurawski vel Grajewski odpowiada: rzecz nie w deklaracjach, rzecz w realnym działaniu. Deklaracja otwarcia na media polskie to bardzo istotna kwestia przeciwdziałania rosyjskiej propagandzie medialnej nakierowanej na naszych rodaków na Litwie. Przestrzeń medialna wymaga polonizacji, musi to być przestrzeń polska. Wśród innych spraw do załatwienia to przeciwdziałanie likwidacji szkół polskich, ograniczania tych placówek, wprowadzenie pisowni nazwisk polskich po polsku nie tylko w dokumentach ale rola języka polskiego w przestrzeni publicznej. Obecnie język polski ma status drugorzędny. No i najważniejsze, zwrot majątków zagrabionych przez komunistów. Państwo litewskie majątki te odziedziczyło, rozdało swoim i udaje, że Polakom się nie należy.
Zgodnie z ustawą mienie skonfiskowane w czasach sowieckich powinno zostać sprywatyzowane. Tego co nie można bezpośrednio zwrócić wymaga przydziału innego dobra. I te rekompensaty są odbierane przez obywateli Litwy przebywających na innych terenach państwa na terytorium Wileńszczyzny , która w 80% była zamieszkała przez ludność polską. Jest to działanie celowe, jest instrumentem lituanizacji.
Zmiany nie tylko w kontekście stosunków polsko – ukraińskich ale w kontekście widocznego realnego zagrożenia rosyjskiego, na granicy ma być w tym roku wprowadzone potężne zgrupowanie wojsk rosyjskich.
Tyle wypowiedzi Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego i mam pytanie, czy zastosować do niej samoocenę: „nabiera rosnących cech świadomej (tzw. pożyteczni idioci) rosyjskiej agentury wpływu” . W ten sposób przecież ocenia on identyczne dążenie Polaków wypędzonych z Ukrainy i mniejszości polskiej pozostałej na Ukrainie.
Tymczasem na granicy Ukrainy zgrupowania wojska rosyjskiego już działają od jakiegoś czasu. Państwo ukraińskie majątki polskie odziedziczyło wraz z wielowiekowym dziedzictwem narodowym Polski i udaje, że Polaków nigdy tam nie było. Jest to działanie celowe, jest instrumentem ukrainizacji.
Mimo, iż konsul w Nowym Rozdole zapewniał o godnym podziwu porozumieniu między Polakami i Ukraińcami wyrażającym się liczbą 200 000 Ukraińców chętnych rocznie do nauki języka polskiego, w Muzeum Jana III Sobieskiego we Lwowie przy żadnym eksponacie nie ma opisu w języku polskim, jest natomiast w języku ukraińskim i angielskim.
Niestety, mimo wielkiej pomocy jakiej Polska udziela Ukrainie nie możemy odzyskać naszego dziedzictwa narodowego. Zbiory Maksymilian hrabiego Ossolińskiego darowane narodowi, we Lwowie przechowywane są w fatalnych warunkach, niszczeją. Rząd ukraiński nie chce ich oddać. Ukrainizacja dotyczy również Lwowskiej Galerii Obrazów. „ Kiedyś budynek ten należał do Władysława Łozińskiego, profesora lwowskiego Uniwersytetu, uczonego, a przede wszystkim co się zowie kolekcjonera. Kogóż on tam nie pozawieszał na ścianach: Leopolskiego, Siemiradzkiego, Grottgera, Matejkę, Fałata, Rozwadowskiego, Malczewskiego, a jeszcze mu było mało i przejął zbiory Orzechowicza krociowej wartości, mistrzów weneckich i flamandzkich. Dziś na całość Galerii składają się ponadto zbiory z muzeum Lubomirskich, Dzieduszyckich, muzeum miejskiego, przemysłowego, Przybysławskiego z Uniża i Toepfera i dr. Łukasiewicza (to z jego zbiorów jest Veronese i Breughel). Jest tu portret Antonio Grimem pędzla ni mniej ni więcej tylko Tycjana, jest Sebastian Ricci, Caravaggio, jest Reni, Bacciarelli, Brandt, Luca Giordano, jest piętnastowieczny Gentile di Fabriano i Jan Breughel Starszy zwany Aksamitnym, i Wróbel i Gierymski, i jeśli komu mało, to jeszcze Rubens.Trzydzieści pięć tysięcy eksponatów! W tej liczbie i rzeźby, jak choćby nagrobek dzieci Ponińskich dłuta Thorwaldsena. Trzeba bowiem wiedzieć, że słynny Duńczyk, zanim w Warszawie usadził na koniu księcia Poniatowskiego, zaprojektował dla Lwowa nagrobek Józefy Dunin Borkowskiej w kościele Dominikanów. (Jerzy Janicki, Ni ma jak Lwów).
Oczywiście, przy tych wspaniałych dziełach nie ma żadnego napisu w języku polskim jak również jakiejkolwiek wzmianki, iż pochodzą one z kolekcji odebranej polskiej elicie. Tego też nie może powiedzieć zwiedzającym polski przewodnik pilnowany przez ukraińskiego pracownika.
„Julian Kosiński (1873-1942) – urodzony w Głuszkowie pod Horodenką, absolwent studium nauczycielskiego w Stanisławowie, żonaty z nauczycielką Stefanią Myślik. W 1918 roku został uwięziony przez Ukraińców w obozie dla Internowanych w Kosaczowie pod Kołomyją, gdzie o głodzie i chłodzie przebywało i zmarło wielu polskich inteligentów. Miał szczęście i przeżył to nieludzkie więzienie. Później był długoletnim kierownikiem szkoły powszechnej na Bałkach (przedmieście Śniatyna). W 1936 roku został burmistrzem Śniatyna i pełnił tę funkcję do inwazji bolszewickiej. Dbał o wszystkie grupy narodowościowe w mieście. Mówiono o nim: „nasz polski burmistrz”, „żydowski ojciec” i „ukraiński brat”. Za jego kadencji wzniesiono w mieście mleczarnię oraz sieć wodociągów i zbiorników wodnych, co sprzyjało rozwojowi winnic. Zlokalizowano je na stoku za kościołem ormiańskim. Posiadały 12 stopni o żelbetowych murach oporowych. Na każdym stopniu sadzono rzędy winorośli. Gdy Polska straciła Śniatyn, winnice te zostały zaniedbane, a później doszczętnie zniszczone. Julian Kosiński z żoną wyremontował też wieżę ratuszową, na której na wysokości 54 metrów osadzono hełm, a w mosiężnej kuli umieszczono ważne daty z dziejów miasta oraz dokumenty pamiątkowe opatrzone pieczęciami miejskimi świadczącymi o związkach Śniatyna z Polską. Kontynuowano również starania, aby przyznać Śniatynowi prawa miejscowości letniskowej. Zaczęto budować wille i pensjonaty. Z tego czasu zachowały się oryginalne drewniane ganki i werandy ze zdobnymi naczółkami, o mistrzowskiej częstokroć snycerce, będące świadectwem, że budowniczowie tych willi korzystali z utalentowanych stolarzy o duszach artystycznych.
W 2008 roku, już w niepodległej Ukrainie – państwie zaprzyjaźnionym z Polską, ukazał się album ze zdjęciami wybitnego ukraińskiego fotografika Wasyla Pylypyuka (Filipiuka) pt. „Sniatyne myi” (Śniatynie mój). Są tam zamieszczone piękne zdjęcia, m.in. werand i ganków w śniatyńskich willach i pensjonatach, ale w obszernym tekście towarzyszącym tym fotografiom ani słowem nie wspomniano, że budowali je Polacy, że z pożogi pierwszej wojny światowej, która tak bardzo okaleczyła Sniatyn, miasto podniosło się i wypiękniało dzięki polskim burmistrzom. Obecne władze ukraińskie Śniatyna nie pamiętają o swych polskich poprzednikach. W albumie nie wymieniono żadnego polskiego nazwiska. Według twórców tego albumu (do którego słowo wstępne napisał ukraiński mer miasta – Witalij Bieca) w Śniatynie mieszkali „galicjanie”, a później tylko zwolennicy UPA. W centrum miasta wzniesiono pomnik miejscowemu przywódcy UPA, który ma na sumieniu m.in. Polaków zamordowanych we wsi Trójca pod Zabłotowem. Na śniatyńskim cmentarzu zachował się do dziś nagrobek ostatniego polskiego burmistrza Śniatyna – Juliana Kosińskiego – wytarto tylko z tablicy epitafijnej nazwę funkcji, jaką w mieście pełnił. Kosiński zmarł na zawał serca 18 stycznia 1942 roku, gdy do jego domu weszło gestapo, aby go aresztować”. (Stanisław Sławomir Nicieja, Kresowa Atlantyda tom XIX, 2017)
Mieszkanka Katowic otrzymała w 2017 roku odpis aktu urodzenia z USC: miejsce urodzenia Lwów, państwo urodzenia: Ukraina. A urodziła się w 1939 roku w polskim mieście Lwów.
Możemy czekać na działania Marii Przełomiec, członka Polsko Ukraińskiego Forum Dialogu i Porozumienia, w wyniku których rząd Ukrainy, jego Ministerstwo Spraw Zagranicznych przywróci obecność języka polskiego w przestrzeni publicznej Ukrainy i polską przestrzeń medialną pani Marii Pyż nie tylko dla Lwowa. A najważniejsze, że pomoc dotrze do opuszczonych, cierpiących biedę Polaków na Ukrainie. Ostatnio w Telewizji Trwam trafiłam na wzruszający film o wizycie chłopaków ze Stowarzyszenia Odra Niemen, oddział Wielkopolska, w Przemyślanach gdzie przyjął ich ks. Piotr Smolka. Dorodnym chłopakom wymykały się łzy wzruszenia gdy słuchali śpiewającej gromadki dzieciaków w aniołkowych strojach. Trochę słodyczy, zeszyty a jaka radość!
Przepraszam wszystkich moich Rodaków, wymieniłam Lwów ale te same oczekiwania mają Polacy ze Stanisławowa, Drohobycza, Borysławia, Krzemienia Podolskiego, Stryja, Kołomyi, Truskawca, Kisielina i tysięcy innych polskich miast i wsi. Urodzeni w Polsce a nie na Ukrainie.
Bożena Ratter