Serdecznie pozdrawiam.
Od blisko roku czasu systematycznie publikuję w swoim blogu na stronie: niepoprawni.pl , wspomnienia i relacje naocznych świadków ludobójstwa na Wołyniu i Kresach oraz aktualne teksty i opracowania Kresowian. Jeden z ostatnich wpisów nosi tytuł: „Papieżu Franciszku męczennica Wołynia Teofila Krochmal oddała życie swoje i dziecka w heroicznej nadziei i z miłości do teściowej.”. Proszę o opublikowanie także na swojej stronie, jeśli to możliwe. W chwili wolnej i sposobnej zapraszam do lektury, oto adres dla zainteresowanych: http://niepoprawni.pl/blog/slawomir-tomasz-roch/papiezu-franciszku-meczennica-wolynia-teofila-krochmal-oddala-zycie-swoje
Z poważaniem
Sławomir Tomasz Roch
Papieżu Franciszku męczennica Wołynia Teofila Krochmal oddała życie swoje i dziecka w heroicznej nadziei i z miłości do teściowej
Uroczystość Wszystkich Świętych, którą przeżywamy 1 listopada, pozwala nam oddawać cześć i modlić się w jednym dniu do wszystkich Świętych i Błogosławionych Niebiskiego Jerusalem. Znany jest powszechnie b. obszerny poczet zbawionych ludzi, których cnoty zostały uznane za heroiczne i którzy dostąpili łaski i chwały Ołtarzy. Lecz możemy mieć żywą nadzieję, że jeszcze więcej jest w Niebie takich osób, które również swoim życiem zasłużyły na świętość, a które są tam bez naszej ziemskiej wiedzy o tym. Przemawiają za tym fakty z ich poczciwego życia doczesnego, a nawet akty heroicznej miłości, włącznie z oddaniem życia za swojego bliźniego. Dziś w kontekście tych szczególnych dni Oktawy Wszystkich Świętych, ośmielam się prosić publicznie Ojca Świętego Franciszka, by zwrócił uwagę na heroiczną ofiarę czystej miłości Teofili Krochmal, ubogiej chłopki, mieszkanki kolonii Teresin na Ziemi Swojczowskiej.
Ta duża i polska kolonia należała do kat. parafii pw. Narodzenia NMP w Swojczowie na Wołyniu, a ostatnim proboszczem był ks. Franciszek Jaworski. W ostatnich dniach sierpnia ludność kolonii Teresin, została podstępnie napadnięta w nocy przez przygotowanych do rzezi ukraińskich nacjonalistów i niezwykle brutalnie wymordowana. Lecz ci którzy przeżyli tę masakrę oraz ci którzy uciekli wcześniej, zanim doszło do ludobójstwa nie pozwolili, by została zapomniana męczeńska śmierć ich rodzin i sąsiadów. Przez mroczne dziesięciolecia PRL-u, trwała żywa pamięć o Nich właśnie, którzy tam za graniczną rzeką Bug, pozostali już na wieczną wartę. A którzy po dziś dzień leżą tam w przeróżnych jamach, tak jak zakopali Ich, bez jakiegokolwiek pożegnania podli banderowcy.
Wreszcie nastąpił wymodlony i wypłakany dzień 9 sierpnia 1998 r., gdy na symbolicznej mogilę mieszkańców dawnej kolonii polskiej Teresin, stanął symboliczny, duży krzyż. O. Leszek Koszlaga OC i ks. Tadeusz Sokół w obecności świadków tamtej tragedii, poświęcili tego dnia krzyż i symboliczną mogiłę. Na tej uroczystości obecny był Eugeniusz Świstowski, żołnierz 27 Wołyńskiej DP AK ps. „Dąb” oraz wielu innych, byłych mieszkańców Teresina. Poza tym obecni byli także Stanisław Piwkowski, żołnierz 27 Wołyńskiej DP AK ps. „Wrzos” i pani Teresa Radziszewska z Zamościa. Podobne uroczystości miały jeszcze miejsce w wielu innych, byłych wsiach i koloniach polskich, w tym i w samym Swojczowie, gdzie krzyż stanął w miejscu zburzonej w sierpniu 1943 r. przez rezunów świątyni.
Oto poniżej dokładny opis heroicznej śmierci Teofili Krochmal oraz innych mieszkańców kolonii Teresin. Wspomina Adela Roch z d. Rusiecka, mieszkanka kolonii Teresin:
(…) Jednego dnia z moją siostrą Janiną Topolanek udałam się do kościoła farnego p.w. świętych Joachima i Anny we Włodzimierzu Wołyńskim na mszę świętą. Gdy przyszłyśmy rano, zobaczyłyśmy, że przy Ołtarzu głównym przy barierce klęczy młody mężczyzna w samej bieliźnie. Byłyśmy tym bardzo zaskoczone, ale chociaż był tyłem do nas wyglądał nam na Stanisława Krochmala z kolonii Teresin. Gdy on się tak modlił ks. Stanisław Kobyłecki udzielił błogosławieństwa, kończącego mszę świętą, podszedł i poprosił go na zakrystię. Tam musieli o wszystkim na gorąco rozmawiać! My tymczasem już domyślałyśmy się, że znów był napad na polską rodzinę, a może nawet pogrom na całej naszej kolonii i byłyśmy bardzo ciekawe, jak on zdołał uciec z rąk tych zbrodniarzy. Czekałyśmy więc cierpliwie na niego w kościele.
Po pewnym czasie, jakieś pół godziny, Stach wyszedł z zakrystii i wtedy miałyśmy okazję zobaczyć, jak bardzo jest zniszczony na twarzy. Nie ogolony, wychudły na twarzy, a oczy zapadły się głęboko, ogólnie wyglądał na bardzo zmęczonego. Znać było po prostu, że jest skrajnie wyczerpany. Kiedy nas zobaczył z początku nie poznał nas, był wyraźnie zdenerwowany i to my pierwsze musiałyśmy zacząć z nim rozmowę. Pytałyśmy go o ostatnie wydarzenia na Teresinie, jak ocalał z rzezi i co stało się z jego rodziną? Jego pierwsze słowa były bardzo wymowne: „To straszne! To straszne!”.
My jednak uprzejmie prosiłyśmy go, nalegałyśmy by powiedział, co się właściwie stało? I chociaż bardzo to przeżywał, powoli przyszedł do siebie i gdy razem opuściliśmy kościół, zaraz jeszcze przy świątyni, zaczął nam na gorąco opowiadać, co się wydarzyło w jego domu, a mówił tak: „Nad ranem przed wschodem słońca, Ukraińcy napadli na nasz dom. Złapali moją mamę i zaczęli bić na podwórzu. Ja i moja żona Teofila siedzieliśmy w piwnicy na polu, tak że wszystko dobrze widzieliśmy z ukrycia. Fila bardzo kochała moją mamę i nie mogła patrzeć, jak się nad nią znęcają, jak ją tak bezkarnie maltretują. Miała nadzieję, że ponieważ jest w ciąży, to jej Ukraińcy krzywdy jakowejś nie zrobią, więc odważnie wyszła ze schronu. Poszła do nich wprost bronić mamy, wstawić się za nią i prosić o jej ocalenie. Tymczasem Ukraińcy wcale z nią nie rozmawiali, ale od razu zaczęli i ją mordować. Na początek rozkrzyżowali i bestialsko, leżącej na ziemi, wbili jej w brzuch pal, powyżej dziecka. Następnie postanowili jeszcze trochę nią zakręcić i zaczęli obracać ją na tym palu, trzymając za ręce i nogi, zrobili z niej taki kierat. Po kilku nieludzkich obrotach, zostawili tak ciało żony i odeszli. Wszystko to widziałem na własne oczy z ukrycia. Matkę oczywiście też zamordowali. Kiedy ci zwyrodnialcy odeszli, ostrożnie podeszłem do najdroższych mi osób i byłem przerażony, gdy zobaczyłem, że te nienarodzone dzieciątko, jeszcze w niej żyło i bardzo się tłukło, bardzo się rzucało. (Staszek w tym momencie się rozpłakał i przez gorzkie łzy raz jeszcze dodał) To straszne. To straszne. Ja już nie chcę więcej o tym mówić, a dajcie wy mi spokój.”. Zapytałyśmy jeszcze tylko, co się stało z resztą jego rodziny, ale on już tylko krótko rzucił: „A ja nie wiem, chyba wybici, jak nie wrócą!”. Po tych słowach odszedł powoli i już więcej nigdy go nie widziałam. Nie wiem co się z nim potem stało, czy przeżył to piekło wojny i wyjechał do wolnej Polski. Natomiast ja i Janina wróciłyśmy do naszego miejsca zatrzymania.
Pamiętam że to była niedziela, po południu wraz z moją siostrą Michaliną, około godziny 16.00 wybrałyśmy się za miasto w okolice, gdzie był dom starców przed wojną. Tam lubiłyśmy spacerować czasami, tym razem spotkałyśmy Polaka, który był żołnierzem służącym w policji polskiej we wsi Chobułtowa. Miał na imię Zenon lat około 22 i przychodził do mojej siostry Michalinki. To on właśnie powiedział nam: „Dziś znaleźliśmy dwóch mężczyzn, którzy uciekli z kolonii Teresin, a którą ostatniej nocy napadli Ukraińcy. Wypytywaliśmy ich co się tam zdarzyło, a oni powiedzieli, że Ukraińcy urządzili rzeź Polaków.”. Zaraz potem rozstaliśmy się, a ja z siostrą szybko wróciłyśmy do naszego tymczasowego domu i zaraz wszystkich poinformowałyśmy o ostatnich, tragicznych wydarzeniach.
W pierwszy dzień po rzezi
W poniedziałek rano do naszego domu przy ul. Kowelskiej, ktoś z naszych przyprowadził mieszkankę Teresina Stanisławę Gdyra z d. Brzezicka lat ok. 35. Wraz z nią przyszła pani Krakowiak lat ok. 40 oraz dwoje jej dzieci: Krystyna lat około 10 i chłopiec lat około 6. Wszyscy płakali bardzo i prosili o pomoc dla mężczyzn i tych ludzi, którzy zostali wrzuceni do studni, a którzy może jeszcze żyją. W tej sytuacji nie było czasu do stracenia i ja poszłam z nimi do polskiej żandarmerii w mieście, która powstała pod niemieckim dowódźtwem. Sądziłam że im pomogę ponieważ miałam tam wielu znajomych żołnierzy. Najlepiej znałam Zdzisława Bieliniak lat 20, pochodził z kolonii polskiej Barbarówka. Dobrze znałam też Fabiana Kuszpit lat ok 21, który pochodził z Zastawia w Kohylnie bowiem wiele razy pasłam z nimi krowy na łąkach. Wielu innych poznałam, już w mieście podczas przelotnych rozmów na ulicach miasta Włodzimierza Wołyńskiego.
Kiedy prowadziłam Staszkę i Krakowiaczkę na ten posterunek one zaczęły więcej opowiadać, co tam się wydarzyło. Mówiła przede wszystkim pani Krakowiak, zagadnęłam ją bowiem tak: „Toż pani miała więcej dzieci!”. A ona na to, tak mi wyznała: „Bolek na Wólce u Ukraińców!”. Znałam Bolesława Krakowiak, był o wiele młodszy ode mnie, został oddany na służbę do Ukraińca. Chyba został zamordowany bowiem wszelki słuch o nim zaginął.
A Krakowiaczka mówiła dalej: „Dwoje moich dzieci spało w domu, gdy Ukraińcy zaczęli mordować Teresin. Chciałam je budzić, ratować, ale nia miałam już czasu. Czułam, że zanim je pobudzę, to bandziory złapią nasz wszystkich i pobiją. Pomyślałam sobie, że moje biedne dzieci śpią, to nie będą tak strasznie cierpieć, gdy będą je zarzynać i zdecydowałam się je zostawić, a wziąłam, te które miałam właśnie pod ręką.”. Krakowiaczka miała za męża Władysława Krakowiak i miała z nim dwanaścioro dzieci, w tym: Jan, Stanisław, Zofia, Tadeusz, Józef, Bolesław, Wiktor, Krystyna, tych pamiętam. Mąż pani Krakowiak zmarł jeszcze przed II wojną światową.
Pani Krakowiak była już zatem wdową i było jej b. ciężko wyżywić i wychować, tak wiele dzieci. Po temu szukała wsparcia i zapewne także związała się w latach wojny z żołnierzem sowieckim, który służył w koszarach w lesie kohyleńskim. Miała z nim nawet jeszcze jedno dziecko, to był chłopczyk lat ok 3, on także został zamordowany przez zbrodniarzy ukraińskich.
Byłam w tamtym czasie ciekawska i z wieloma ludźmi rozmawiałam, pytając zawsze o to, co się w ich stronach wydarzyło. To było niesamowite, ale w tamtych dniach powstała między nami wielka solidarność, ludzie byli braterscy, chętnie opowiadali sobie o swoich tragicznych przeżyciach, nawzajem współczuli sobie i tak jak mogli, nawzajem jeden drugiemu pomagali sobie. I ja również nie byłam inna, stąd miałam możliwość poznać wielu Polaków i usłyszeć o niejednej tragedii.
Tak więc poszliśmy do żandarmerii, zawołałam jednego chłopaka, a on Zdzicha Bieliniak, ten zaś nas wysłuchał i mówi tak: „To trochę potrwa, muszę znaleźć dowódcę i opowiedzieć mu wszystko. Ja was rozumiem i chciałbym pomóc, ale ja tu nie decyduję.”. Gdy on odszedł my cierpliwie czekaliśmy, ale to wszystko bardzo się wydłużyło. Kobiety płakały i jęczały: „Ale to długo, ale to długo.!”. W końcu przyszedł jeden z żandarmów i powiedział: „Nie pojedziemy tam, bo mamy inne sygnały groźniejsze!”. Widać było, jak ciężko było mu nam to zakomunikować. Te kobiety były załamane, zaraz po wyjściu rozeszliśmy się i kiedy wróciłam do domu słyszałam wyraźnie mocną strzelaninę. Wracając spotkałam jeszcze starszego gościa i zaczęliśmy rozmawiać. Gdy dowiedział się, że idę od polskiej żandarmerii, powiedział do mnie tak: „A i tu nas wytłuką, o jak tam się biją w Iwaniczach. Spotkałem ludzi, którzy mi opowiadali, że jakiś cywil stamtąd uciekł i dał znać o napadzie Ukraińców na naszych chłopaków.”. Zaraz wróciłam do domu, ale nic nie powiedziałam o napadzie na Iwanicze ponieważ nie chciałam martwić naszej rodziny. Obawiałam się że mamusia będzie bardzo płakała za naszym bratem Leonardem, który tam właśnie służył, wraz z innymi pilnując porządku. (fragment wspomnień Adeli Roch z d. Rusiecka z kolonii Teresin na Ziemi Swojczowskiej na Wołyniu, wysłuchał, spisał i opracował S. T. Roch)
Tagi: Boża Opatrzność, Uroczystość Wszystkich Świętych, papież Franciszek, Męczennicy Wołynia i Kresów, Kresowianie, Wołyń, Włodzimierz Wołyński, kościół pw. świętych Joachima i Anny we Włodzimierzu Wołyńskim, Ziemia Swojczowska, parafia Narodzenia NMP w Swojczowie, ks. Franciszek Jaworski, wieś Swojczów, kolonia Teresin, ludobójstwo na Wołyniu, banderowcy, zbrodnie banderowców, zbrodnie OUN – UPA, Rzeź Wołyńska, rzeź kolonii Teresin, ks. Stanisław Kobyłecki, Adela Roch z d. Rusiecka, Leonard Rusiecki, Janina Topolanek z d. Rusiecka, Michalina Kisielewicz z d. Rusiecka, Stanisław Krochmala z kolonii Teresin, miłość do teściowej, Stanisława Gdyra z d. Brzezicka z kolonii Teresin, Bolesław Krakowiak, Krystyna Krakowiak, Jan Krakowiak, Stanisław Krakowiak, Zofia Krakowiak, Tadeusz Krakowiak, Józef Krakowiak, Wiktor Krakowiak, Zdzisław Bieliniak, Fabian Kuszpit z Zastawia, O. Leszek Koszlaga OC, ks. Tadeusz Sokół, Eugeniusz Świstowski ps. „Dąb”, Stanisław Piwkowski ps. „Wrzos”, Teresa Radziszewska z Zamościa
Zdjęcie: Męczeństwo św. Sebastiana, Ołtarz w Bazylice św. Piotra na Watykanie, gdzie spoczywa ciało św. Jana Pawła II. Sławomir Tomasz Roch podczas prywatnej pielgrzymki do grobu św. Jana Pawła II w dniu 3 maja 2011 r.