Tegoroczne obchody (3 lipca b.r.) 75-rocznicy męczeńskiej śmierci około tysiąca Polaków i Ukraińców, zamordowanych – w więzieniu dobromilskim i na terenie pobliskiej warzelni soli w Lacku-Salinie – przez Sowietów w pierwszych dniach po napadzie Niemiec na ZSRR, władze ukraińskie poświęciły wyłącznie pamięci Ukraińców, a dokonały tego w scenerii czerwono-czarnych flag „banderowskich”.
Najpierw w Dobromilu zebrało się około 200 mieszkańców przed kamienicą będącą w 1941 roku sowieckim więzieniem, gdzie 23 czerwca tamtego roku komunistyczni oprawcy zamordowali ponad stu więźniów (w tym 70 przywiezionych tego dnia ciężarówkami z więzienia w Przemyślu).
Dwaj miejscowi duchowni – grekokatolicki i prawosławny – odprawili razem z cerkiewnym chórem modły przy tablicy z wizerunkiem młodej Ukrainki w „wyszywance” i z wygrawerowanym napisem: „W tym budynku mieściło się więzienie, w którym w czerwcu 1941 roku krwawymi rękami NKWD po zwierzęcemu byli zamęczeni nasi bracia i siostry. Wieczna im pamięć!” Tablicę udekorowano flagami – niebiesko-żółtą i czerwono-czarną, a zebranym towarzyszyły sztandary w tych samych kolorach.
Po skończeniu modłów, miejscowy społeczny działacz, trzymający niebiesko-żółtą chorągiew narodową, zaapelował do władz, żeby wymieniły obecną tablicę na budynku na bardziej szczegółową, „bo jak spytać miejscowe dzieci, to mówią, że tu Niemcy zabili naszych ludzi”.
Następnie procesja, na której czele niesiono krzyż i dwie chorągwie niebiesko-żółte oraz jedną czerwono-czarną (banderowską), wyruszyła do oddalonej o parę kilometrów dawnej kopalni i warzelni soli „Salina” (obecnie – wioska Solanuwatka), gdzie w nocy z 26 na 27 czerwca 1941 roku sowieccy enkawudziści zamordowali około tysiąc więźniów, w tym kilkuset przypędzonych tu w pieszej kolumnie z Przemyśla, jak również z aresztu w Mościskach i z obozu w Nowym Mieście.
Leśną dróżką, biegnącą przez teren dawnej kopalni, wspięliśmy się na wzgórze do znajdującej się obok dawnego szybu kopalnianego mogiły z prawosławnym krzyżem, kryjącej szczątki pomordowanych. Po krótkich modłach obu duchownych, zeszliśmy z powrotem do wzniesionego w 2011 roku pomnika u podnóża wzniesienia, gdzie odbyła się główna uroczystość.
Cokół pomnika, przedstawiającego symboliczną ofiarę wygiętą w nienaturalnej pozie, owinięty był czerwono-czarną flagą. Za pomnikiem stanęły dwa ukraińskie sztandary narodowe i jeden banderowski. Bezpośrednio po poświęceniu pomnika przez grekokatolickiego władykę Jarosława, przed pomnikiem stanęło kilkunastu młodych mężczyzn w polowych mundurach żołnierskich z naszywkami na ramionach „Ukraińska Dobrowolcza Armia”. Wielu z nich trzymało w rękach czerwono-czarne proporce ze złotymi tryzubami. W takiej „banderowskiej” scenerii składały pod pomnikiem wieńce delegacje: dwoje ukraińskich parlamentarzystów, przedstawiciele władz obwodowych ze Lwowa, rejonowych ze Starego Sambora, miejskich z Dobromila oraz z szeregu innych miast urkaińskich, a także delegacja Starostwa z polskiego Przemyśla.
Zarówno z treści modłów i przemówienia władyki Jarosława (ordynariusza grekokatolickiej eparchii drohobyckiej), jak i z wystąpień przedstawicieli władz ukraińskich, wynikało, iż zamordowani tutaj przez Sowietów więźniowie byli wyłącznie Ukraińcami. Władyka Jarosław podkreślał, iż NKWD wymordowało tutaj przedstawicieli ukraińskiej inteligencji, a ogrom tej zbrodni na narodzie ukraińskim domaga się, żeby władze centralne Ukrainy nadały temu miejscu status ogólnonarodowego miejsca pamięci. Przedstawiciele władz (przewodniczący Lwowskiej Rady Obwodowej, pierwszy zastępca gubernatora obwodu lwowskiego, przewodnicząca Rady Rejonowej ze Starego Sambora, oraz przewodniczący Rady Miejskiej i zarazem mer Dobromila) również podkreślali, że ta sama Rosja, która dokonała tutaj mordu na „członkach ukraińskiej inteligencji”, „synach narodu ukraińskiego”, „obywatelach Ukrainy” – teraz zabija Ukraińców na wschodzie Ukrainy. Żaden z przemawiających nie wspomniał ani słowem o pomordowanych tu, razem z Ukraińcami, licznych Polakach, przedstawicielach polskiej inteligencji i członkach przedwojennej elity społeczno-politycznej z Przemyśla (zamordowani tam zostali m.in.: ostatni przedwojenny prezydent miasta Przemyśla, sędzia Władysław Baldini, jak również przemyski wybitny pedagog i opiekun drużyn harcerskich, absolwent Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, Walerian Kramarz). Nie wspomnieli mówcy również i o tym, że Niemcy po zajęciu Dobromila zamordowali i wrzucili do szybu solnego około 100 miejscowych Żydów, których wcześniej zmusili do wyciągnięcia z solanek i pochowania w zbiorowej mogile ciał więźniów pomordowanych przez Sowietów.
Jeśli dodać do tego ceremoniał święcenia przez władykę Jarosława pomnika ofiar w otoczeniu flag banderowskich, to można sądzić, że właśnie dlatego w tej oficjalnej uroczystości nie uczestniczył (zarówno w bieżącym, jak i w roku ubiegłym) żaden ksiądz rzymsko-katolicki. Nie było też żadnych przedstawicieli mniejszości polskiej na Ukrainie.
Jak wiadomo, w 2012 roku ks. Jacek Waligóra, ówczesny proboszcz rzymskokatolicki w Niżankowicach, zainicjował i przez dwa lata organizował polskie pielgrzymki z Ukrainy i Polski do dawnej kopalni i warzelni soli w Lacku-Salinie dla upamiętnienia zamordowanych tam Polaków i Ukraińców. Został jednak przeniesiony do parafii w Kamionce Buskiej, a wkrótce obejmie parafię w Haliczu.
Gdy w rozmowie telefonicznej poprosiłem ks. Jacka Waligórę o komentarz do tej ukraińskiej jednostronnej pamięci o ofiarach NKWD w Salinie, oto co mi odpowiedział: -Ja mam żal nie do Ukraińców, ale do Polski, że jakby dzieli polskie miejsca pamięci na Kresach i polskie ofiary – na „lepsze” i „gorsze”. Pamięta m.in. o zamordowanych polskich profesorach we Lwowie, ale chyba nie chce pamiętać o Polakach zamordowanych przez NKWD w Lacku-Salinie. Salina została po prostu „sprzedana” Ukraińcom. Nie pamięta też Polska o więźniach politycznych hitlerowskiego obozu w Przedzielnicy koło Nowego Miasta w rejonie Dobromila, gdzie po naszych długich staraniach Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa postawiła wreszcie pomnik, ale nie organizuje uroczystości upamiętniających zamordowanych tam Polaków .
Co prawda, braku pamięci o polskich ofiarach w Lacku-Salinie nie można zarzucić przemyskiemu Starostwu, które co roku wysyła swoją delegację na tamtejsze rocznicowe uroczystości z wieńcem biało-czerwonych kwiatów. Problem w tym, że ukraińscy organizatorzy jakby nie zauważyli przybyłego w zastępstwie przemyskiego starosty, sekretarza Jerzego Góralewicza, ani nie zaprosili go do zabrania głosu. Ten zresztą, jak mi później opowiadał, zapytał przed uroczystością przedstawiciela organizatorów, „dlaczego pomnik ofiar jest owinięty flagą czerwono-czarną, a nie ukraińską flagą narodową?”, na co otrzymał odpowiedź, że „taki jest wymóg polityczny”. W tej sytuacji – jak się wyraził – „schowałem się pod parasolem wśród ludzi, a w przyszłym roku już tam chyba nie pojadę”.
Na koniec zauważę, iż o bardzo trudnych problemach wewnętrznych w Ukrainie świadczy nie tylko obecność na oficjalnej uroczystości w Salinie bojowników „Ukraińskiej Dobrowolczej Armii” z czerwono-czarnymi flagami, ale w szczególności przemówienie ich dowódcy (wygłoszone zaraz po ostatnim wystąpieniu oficjalnym mera Dobromila, po którym, co prawda, przedstawiciele ukraińskich władz i duchowieństwa pośpiesznie oddalili się).
Jacek Borzęcki